Poznajcie Kimballa O’Harę, irlandzką sierotę zrodzoną w
Indiach jeszcze pod panowaniem brytyjskim z biednej matki i ojca żołnierza.
Sahib O’Hara, mimo tego, że wychowany na indyjskich ulicach przypadkowo lub
dzięki opatrzności natknął się na ten sam oddziału wojska, w którym służył jego
ojciec. Dzięki temu spotkaniu został wysłany do szkoły dla jemu podobnych, a w
rezultacie został wykształcony na szpiega wysokiej jakości, aby mógł przysłużyć
się w przyszłości Brytyjskiemu Imperium w czasie Wielkiej Gry między Rosją a
Imperium Brytyjskim w tej części Azji.
Sztywniactwo, nie?
Spróbuję inaczej.
Poznajcie Kima, dzieciaka-sierotę, dla którego to hinduskie
ulice były najlepszą szkołą. Dla niewielkiej zapłaty lub miski dobrego jedzenia
chętnie wykona przeróżne zadania. A dzięki wrodzonemu sprytowi i
spostrzegawczości rzadko kiedy chodzi głodny. Kiedy rusza w drogę z przypadkowo
poznanym tybetańskim lamą najlepszą rozrywką Kima jest obserwowanie
współpodróżnych, bo rzadko kto ma taką chęć poznawania nowych rzeczy, historii
i ludzi jak ten chłopal. Dosyć lubi szkołę, do której trafia wbrew sobie, ale
odżywa dopiero, kiedy wyrusza w drogę. Czy to z dawnym przyjacielem, handlarzem
końmi, Mahbubem Ali, czy z ukochanym lamą jako jego chela, uczeń.
‘Kim” Rudyarda Kiplinga to jedna z najświetniejszych książek
jakie w życiu czytałam. Wypełniona intensywnymi aromatami i zwyczajami Indii
schyłku dziewiętnastego wieku przenosi czytelnika w miejsce egzotyczne,
niebezpieczne, ale takie do którego chce się ciągle wracać. Poznając historię
Kima, który dzięki swojemu niejako podwójnemu pochodzeniu łatwo zmienia się z
lokalnego Hindusa w respektowanego sahiba, poznajemy skrawek bogactwa
różnorodnych kultur, niesamowitą mieszankę oryginalnych charakterów i
zwyczajów, na których dokładne poznanie braknie życie. Nad niektórymi rzeczami
zamyślimy się dłużej, bo zajmują one więcej miejsca w życiu chłopca. Inne
jedynie liźniemy tak jak poznajemy jedynie skrawki krajobrazu podczas podróży
pociągiem. Co ciekawe opisy nie zajmują za dużo miejsca w powieści. Jednak są
na tyle plastyczne i sugestywne, że dwa-trzy zdania tworzą klimat. Autor bardziej
skupia się na kolejnych spotkaniach z przeróżnymi ludźmi z wszelkich warstw
społecznych i kast. No i na dialogach, które są niezrównane – wypełnione charakterystycznym
dla tamtejszych mieszkańców dowcipem, mnogością metafor od których w głowie się
zakręcić może i naszpikowanych barwnymi przysłowiami i lokalnymi powiedzeniami.
Niesamowity tybetański lama, głęboko wierzący zarówno w swój
buddyzm, jak i w swojego wiernego chelę, szuka rzeki z legendy, która wyzwoli
go z koła życia. Oświecenie, dzięki temu osiągnie pozwoli mu na wieczny spokój
po śmierci, zamiast ciągłego odradzania się w kolejnych postaciach. Ten sędziwy
mnich sprawi, że w Kimie dojdzie do głosu to co najlepsze, a wspólna wędrówka
nauczy przyszłego szpiega więcej niż nauczył się w szkole.
Ich wspólna droga, jak i samodzielne przeżycia Kima
okraszone są charakterystyczną dla Hindusów mieszanką humoru, powagi i zabobonu
w podejściu do życia. Pomimo tego, że w gruncie rzeczy Kim to biały sahib,
korzysta on pełnymi garściami ze swojej drugiej-pierwszej ojczyzny, Indii. Ktoś
o sercu bardziej zepsutym, bardziej interesowny mógłby zachłysnąć się ogromem
zaufania i pozycją, którą Kim dostał od swojego opiekuna, porucznika
Creightona. Młody adept szpiegostwa jednak pozostał lekko nieufny w stosunku do
Brytyjskiej Armii i w stu procentach wierny swoim Hinduskim opiekunom i z
chłopięcym zachwytem podjął się wyznaczonej przez Creightona roli. Oczywiście,
że chciał pokazać wszystkim jaką to świetną szpiegowską robotę potrafi wykonać.
Ale nawet chęć zabłyśnięcia przed swoim tybetańskim nauczycielem lekko
przygasła, kiedy ten zamiast pochwalić swojego chelę lekko zganił go za osiąganie własnych egoistycznych
celów.
Powieść kończy się spokojem dla lamy, ale Kima stawia na
rozdrożu. Czy zostanie ze swoim ukochanym Teshoo Lamą, aby dostąpić oświecenia,
czy raczej odejdzie służyć Imperium Brytyjskiemu? A może połączy te dwie drogi?
Jak już napisałam, powieść jest przegodna i prześwietna.
Intensywna, aromatyczna, skąpana w słońcu, egzotyczna i urzekająca nieco
rustykalnym charakterem sprawiała, że dawkowałam ja sobie w niewielkich
ilościach przez dłuższy czas. Chętnie do niej wrócę w przyszłości, bo takie
cudowne połączenie klasycznej powieści łotrzykowskiej i szpiegowskiej jest
wciąż świeże pomimo ponad stu lat od czasu jej publikacji.
Warto wspomnieć również o postaciach drugoplanowych. Są one
tak świetnie skonstruowane i tak bogate we własny odrębny charakter, sposób
mówienia i zwyczaje, że równie dobrze mogłyby być postaciami pierwszoplanowymi.
Jest wspomniany Mahbub Ali, czyli handlarz końmi, którego Kim zna od
najwcześniejszego dzieciństwa i dla którego czasem załatwia różne sprawy. Jest
niesamowity, gruby Hurre Thunder Mookherjee, zwany the Babu, zwierzchnik Kima,
który potrafi zmienić się tak bardzo, że nawet sam Kim go nie rozpoznał.
Kobieta z Shamleigh, której historia bardzo tajemnicza i ciekawa, spotkała się
z wielkim zaskoczeniem z mojej strony (że taka sobie kobieta na odludziu takie
rzeczy przeżyła?). Nawet dwaj duchowni z pułku, książę i pastor, wiecznie się
kłócący i wyrywający sobie dusze, są świetnie nakreśleni. Ach, mało miejsca na
wymienienie ich wszystkich, trzeba to po prostu przeczytać.
Dodatkowym atutem jest język, w którym jest napisana.
Angielski jest w mniejszym lub większym
stopniu skażony czy to lokalnymi słowami czy zaznaczeniem hinduskiego akcentu
co jedynie nadaje mu barwności. Ciekawam jak zostało to oddane w polskim
tłumaczeniu.
Malkontenci mogliby powiedzieć, że ‘Kim’ przedstawia
wyidealizowany obraz Imperializmu Brytyjskiego, ale dla mnie najważniejsza w
niej jest opowieść o chłopcu, który pomimo wszystkiego zachował niewinność i
dobre serce, którego spryt i lekkie cwaniactwo dodają mu jedynie uroku, a
szczere przywiązania do tradycji, w której został wychowany pozwoliło mu dobrze
wykorzystać okazje daną przez brytyjską armię.
Polecam wszystkim miłośnikom orientalnej egzotyki, opowieści
o dorastaniu i przyjaźni oraz tym, którzy lubią wędrować.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.
Pięknie piszesz o książce i od razu widać Twój zachwyt książką, jednak ja się nie czuję przekonana. Chyba nie mój temat po prostu:(
OdpowiedzUsuńJa jestem książka oczarowany, ale jest ona dosyć specyficzna i myślę, ze nie każdemu do gustu przypadnie. Swoja przygode z Kiplingiem dopiero zaczynam, wiec może kolejna jego powieść bardziej przypadnie Ci do gustu :)
Usuń