Nietypowy tytuł książki mówi wszystko. Otóż dostajemy
dwadzieścia rozdziałów poświęconych warzywom spotykanym i zjadanym na co dzień.
Wśród nich mamy i tytułową marchewkę i pomidora, ale również bakłażana, rzepę,
buraki czy melony.
Każdy rozdział ma swoją ilustrowaną (zazwyczaj dowcipnie)
stronę tytułową, na której znajdują się bardzo chwytliwe frazy, których wyjaśnienie
znajdziemy w tekście. Weźmy na przykład kukurydzę. Rozdział jej poświęcony
nazywa się ‘Corn Creates Vampire” z podtytułami takimi jak ‘A Peculiar Baby’s
Rattle’ czy ‘Pudding With Grasshoppers’. Potem jest jakiś zgrabny cytacik i reszta
tekstu tak naszpikowana informacjami i ciekawostkami, że można od tego
wszystkiego zgłupieć totalnie. Ja musiałam
sobie czytanie dawkować. Po przeczytaniu dwóch rozdziałów lekko oszołomiona nie
byłam w stanie przyswajać nowych faktów, za to w spokoju sobie trawiłam to co
właśnie przeczytałam. Bywało, że zamiast
spać to leżałam i myślałam o np. przedziwnych kolorach pomidorów, o tym, gdzie
znaleźć przepis na pudding kukurydziany lub planowałam sobie jakie warzywa w
tym roku posadzić (w doniczce, bo nie mam ogrodu).
Ale, ale, nie bój żaby - tekst napisany jest bardzo
przystępnie, dowcipnie i na tyle ciekawie, że odrzuciłam inne lektury w kąt
pochłonięta poznawaniem niezwykłej historii niby zwykłych warzyw. Naprawdę, wciąga
jak najlepszy kryminał, a przystępnie podana wiedza zapada w pamięć od razu.
Nie wiem, czy znasz książki z serii o Strasznej Historii, która modna była w
czasach mego dzieciństwa? Tam fakty historyczne podane były w czasem krwawej,
czasem dziwacznej, ale zawsze dowcipnej formie tak, aby zapadła ona w chłonny
umysł młodego czytelnika. W przypadku tej „warzywnej” książki jest podobnie. Oczywiście,
że nie zapamiętałam ile witaminy A ma papryka, a ile seler naciowy, ale przeróżne
dziwaczne fakty takie jak np. to, że amerykańscy pionierzy potrafili uwarzyć
piwo z dyni to już zapamiętałam. Albo o indiańskiej legendzie o siedmiu żonach,
których miłość do cebuli była większa niż do własnych mężów. Albo to, że
pomidory, które mają być puszkowane to jakaś mega wytrzymały gatunek z grubą
skórką i nazwany pomidorami kwadratowymi, których kształt jest przyjazny
mechanicznej obróbce w fabryce.
Jedynym minusem jest to, że widać od razu, że jest to książka
amerykańskiej autorki skierowana głownie do amerykańskiego czytelnika. Są
oczywiście odniesienia do innych krajów, szczególnie jeśli chodzi o historię
udomowienia czy hodowli warzywa, ale większość informacji mówi jednak o USA (np.
ilość spożywanych warzyw czy właśnie to jak sobie pionierzy radzili z hodowlą
warzyw na nowo zasiedlonym amerykańskim kontynencie). Nie ujmuje to jednak tej
pozycji uroku, ale momentami lekko razi.
Mam dwa ulubione rozdziały. Pierwszy z nich poświęcony jest
burakom. Dlaczego? Bo ja kocham buraki. Na ciepło i na zimno. W zupie i
pierogach. Buraczane kopytka i ciasta. Soki i przetwory. Omnomnomnom. A musze
stwierdzić, ze smutkiem, że wielu ludzi nie lubi buraka za jego ziemisty
posmak. Smutne, lecz prawdziwe. A ja nawet herbatę buraczaną piję (nie, nie
jestem jakąś nawiedzoną miłośniczką natury, która sama warzy dziwne mieszanki z
korzonków. Herbatę z buraka ma w swojej ofercie Twinings, czyli firma, która
dostarcza herbatkę królowej angielskiej).
Drugi rozdział, który przypadł mi wyjątkowo do gustu to ten
poświęcony melonom. Bardzo się ucieszyłam, kiedy przeczytałam, że arbuzy oprócz
tego, że składają się w większej części z wody i cukru to również zawierają w
sobie moc przeróżnych witamin i są naprawdę zdrowe i pożywne. Hell yeah!
Zresztą wszystkie rozdziały są ciekawe. Oprócz informacji o
których już wspomniałam zawierają również pomarańczowe „ramki”, w którym
umieszczone są przeróżne dodatkowe ciekawostki, które jedynie zahaczają o temat
warzyw. Tak jak w rozdziale poświęconym kapuście, w którym dowiadujemy się, że
jeden ze słynnych utworów Bacha inspirowany był folkową pieśnią o nazwie „Kapusta
i rzepa”. Szał, nie? W ogóle pełno jest nawiązań do historii, literatury,
muzyki, sztuki, świata zwierzęcego, jak i znanych osobistości.
To jednak z tych książek, które warto mieć na półce i wracać
do niej w momentach nagłego napadu ciekawości czy podczas konsumpcji danego
warzywa. Bardzo się cieszę, że trafiłam
na ‘How Carrots…’ w bibliotece w ramach jakiejś akcji kulinarnej i na pewno
kiedyś nabędę swój własny egzemplarz. A potem znów będę czytać dlaczego tak często
gotuje się groszek z miętą.
Acha, nie wiem jak odbierze tą książkę polski czytelnik, bo
coraz gorzej orientuję się w dostępnym asortymencie w sklepach i możliwe, że
część odmian warzyw opisywanych przez autorkę lub wspomnianych przepisów może
być bardzo egzotyczna dla czytelnika z
Polski. Jak np. swe de, który jest mega popularny w Anglii i dodaje się go do
większości dań zawierających warzywa. Autorka opisuje jego smak jako
skrzyżowanie selera i kapusty. Dla mnie jest słodkawy.
Polecam wszystkim fanom warzyw, wegetarianom (tez byłam przez
9 lat!) oraz tym, którzy są ciekawi co ma wspólnego szpinak z perskimi kotami.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY. Co
prawda zczaiłam się, że książka ma pomarańczową okładkę dopiero po tym jak ja
przeczytałam, ale zawsze.
Mniam, lubię takie smaczki:) Perskie koty karmią pewno szpinakiem swoje małe i mówią: jedz to ma tyle witamin...
OdpowiedzUsuńwyobraziłam to sobie XD
UsuńHe, he Twoje recenzje są zawsze dla mnie niespodzianką :)
OdpowiedzUsuńGdzie Ty znajdujesz te książki?!
Nie wiem czy chciałabym przeczytać całą książkę o warzywach, ale wybiórczo pewnie tak. Bardziej ciekawią mnie te wszystkie ciekawostki o warzywach niż to gdzie i jak uprawiać, jak przyrządzać i z czym podawać.
Ja buraki lubię, ale do tej pory jadłam je tylko w pospolitej formie podawanej do drugiego dania, w formie czerwonego lub ukraińskiego barszczu i także w herbacie (mieszanka liściastej herbaty zielonej lub czarnej).
Ja piję taką herbatkę stricte owocowo-warzywną i ma naprawdę... dziwny smak. Ale czasem się skuszę.
UsuńNo i faktycznie najciekawsze są w tej książce te smaczki i ciekawostki. Gdyby mnie czas nie gonił to wracałabym do niej raz na jakiś czas, podczytując po rozdziale. No, ale ksiązka była z biblioteki, więc musiałam się spieszyć, żeby skończyć przed wyjazdem.