Zebra Zou towarzyszy nam już od pewnego czasu. Pierwsze
nasze spotkanie było telewizyjne na Disney Junior i dziecię moje zakochało się
w rezolutnej zebrze i jej rodzice oraz przyjaciołach od razu.
Mała Elzee |
Kolejnym krokiem było zakupienie zabawki na drugie urodziny
Mimi. Tańsza była Elzee, ale i tak Mimi nazywa ja Zou, bardzo ja kocha i
wszędzie ze sobą targa.
Jakie było moje zdziwienie jak znalazłam zupełnie
przypadkowo książeczkę o przygodach Zou. Po obczajeniu Ebaya i Amazona znalazłam
kilka egzemplarzy, dosyć drogich, więc ich
zakup musi poczekać na lepsze czasy. Za to jak Mimi zobaczyła książeczkę o Zou,
zarządziła wyjście z biblioteki i udanie się do domu w celu dobrego wyczytania
książeczki, która okazała się strzałem w dziesiątkę.
Historia opowiedziana w ‘Zou and the Box of Kisses’ jest
bardzo prosta. Zou ma jechać pierwszy raz bez rodziców na wycieczkę i czuje się
bardzo nieswojo z tego powodu. Rodzice robią specjalne pudełko wypełnione
pocałunkami po to, żeby Zou miał po
jednym buziaku od rodziców na dobranoc nawet jak ich z nim nie będzie. Po
jednej stronie karteczki jest niewidoczny całus od taty, a po drugiej odcisk
uszminkowanych ust mamy. Kiedy już Zou znajduje się w pociągu, a reszta zeberek
idzie spać, czuje się bardzo samotny. Przyciska do policzków dwa buziaki od
rodziców, ale słyszy inna mała zebrę strasznie płaczącą z tęsknoty za
rodzicami. Postanawia się podzielić buziakami. Kiedy inne zebry dowiadują się o
„przenośnych” buziakach każdy nagle chce jednego. Ciężko jest się rozstać z
buziakami od mamy i taty, ale Zou robi to co słuszne i rozdaje wszystkie co do
jednego. Potem sam zasypia uspokojony. Na drugi dzień wszystkie małe zebry chcą
jeść śniadanie z Zou i nagle mała zebra otoczona jest wianuszkiem przyjaciół i
nie pamięta już o tęsknocie za rodzicami.
Mimo, że moja Mimi ma dopiero dwa lata myślę, że dotarł do
niej sens historii bardzo dobrze. Kiedy opowiadałam jej jak to Zou został sam
bez rodziców to była bardzo smutna. Potem przesyłała buziaczki wszystkim
zeberkom, a na sam koniec cieszyła się razem z Zou. Potem w swoich słowach
opowiadała historię Zou mówiąc „mama papa, tata papa, nie ma, Mimi sam, Zou
sam”, czyli wiedziała o co chodzi. Również jej pluszowa zeberka dostała
dodatkowa porcje czułości, bo nie ma ani mamy ani taty. Strasznie smutno się
Mimi zrobiło z tego powodu, ale po chwili wymyśliła, że przecież „Mimi jeś”,
więc jest okej. Również dzięki tej książeczce rozpoznaje teraz łzy u innych
książkowych bohaterów i umie powiedzieć, że ktoś płacze, bo jest smutny. A, no
i to kolejny krok w stronę dzielenia się z innymi dziećmi. Same korzyści. I jak
tu nie czytać dziecku?
Acha, tekstu jest mało, towarzyszy dużym ilustracją, ale historia jest tak dobrze narysowana, że można ją spokojnie zrozumieć nawet bez czytania.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Jaka słodka, a zarazem pouczająca bajeczka!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobała i sama chciałabym przeczytać polską wersję.
Tak się zastanawiam... czy Mimi jest dwujęzyczna czy anglojęzyczna? Wiem, że sama jeszcze dobrze mówić nie potrafi, ale czy rozumie polską mowę?
Mój partner jest Polakiem, wiec w domu mówimy po polsku. Na spacerach po angielsku, szczególnie jak bawi się z innymi dziećmi. A Mimi wybiera sobie słowa i mówi zarówno "boy" jak "dzinka" - dziewczynka. Albo "one two three osiem". Mam nadzieje, ze w przyszłości jakoś to rozdzieli, bo czasem trudno zrozumieć jej te miksy.
UsuńA ksiazka jest cudna. Na pewno kiedyś ja kupie, bo historia w niej zawarta podbiła nasze serca (no dobra, mi się strasznie podoba).