czwartek, 22 stycznia 2015

‘The Lost World’ Arthur Conan Doyle ("Świat zaginiony")



With much labour we got our thing up the steps, and then, looking back, took one last long survey of that strange land, soon I fear to be vulgarized, the prey of hunter and prospector, but to each of us a dreamland of glamour and romance, a land where we had dared much, suffered much, and learned much – “our” land, as we shall ever fondly call it. 

Wyobraź sobie, że żyjesz w wieku wielkich odkryć i przygód rodem z filmów o Indianie Jonesie. Kiedy to wiedza o świecie rozwija się w zaskakująco szybkim tempie, a mapy wypełniają się informacjami o kolejnych odkrytych górach, jeziorach i rzekach. Kiedy pomimo wielu brawurowych wypraw w dalszym ciągu znajdują się na tych mapach białe plamy. Kiedy to, będąc dumnym z siebie i swojego mocarstwa Brytyjczykiem, nie ma dla Ciebie rzeczy nie do zrobienia i miejsc nie do odwiedzenia. Kiedy to przygoda i tajemnica jest na wyciągnięcie ręki.

W takim to właśnie czasie Ned Malone, młody dziennikarz, chcąc zaimponować domniemanej miłości swego życia, rzuca się w wir przygody. Trafia na porywczego profesora Challengera. Naukowiec ten kilka lat wcześniej odbył niebezpieczną podróż do Ameryki Południowej, gdzie dzięki notatnikowi pewnego podróżnika trafia na trop tajemniczej krainy. Krainy, którą zamieszkują przedziwne stwory rodem z Jury. Tak, mowa o dinozaurach! Niestety, prawie wszystkie na to dowody zniszczone zostały podczas podróży powrotnej profesora dlatego teraz zamiast święcić tryumfy jest celem docinek i żartów ze strony innych naukowców.

Teraz zaistniała szansa na potwierdzenie słów profesora. Zostaje stworzona grupa, która  ma zebrać dowody na istnienie dinozaurów. Oprócz Malone’a w wyprawie bierze udział Lord John Roxton, znany podróżnik, oraz profesor Summerlee, sceptycznie nastawiony do Challengera botanik. Ich brawurowa wyprawa prowadzona w duchu brytyjskiego imperializmu zabiera czytelnika w niesamowitą podróż w głąb południowoamerykańskiego lasu tropikalnego. 

Po książkę tę sięgnęłam ponieważ chciałam zacząć swoją przygodę z Conan Doylem od nietypowej strony, czyli od powieści mniej znanej i niezbyt kojarzonej z tym autorem. Niestety ciężko mi było przebrnąć przez te fragmenty książki, które nie mówiły bezpośrednio o przygodach podróżników wśród świata, który żywcem został przeniesiony z czasów prehistorycznych. Były one dla mnie po prostu nudne. 

Irytowała mnie postać profesora Challengera, który błyskotliwy i inteligentny, jest przeraźliwie pompatyczny i zapatrzony w siebie. Uważa on się za zbyt wielkiego intelektem, aby zniżać się do poziomu maluczkich (czyt. reszty ludzkości). Jego uszczypliwe uwagi nie śmieszyły mnie wcale. 

Najciekawsze były  oczywiście  przygody grupy podróżników już po dotarciu do tajemniczej krainy. Nie tylko doświadczają tam oni uczucia strachu i napotykają na przerażające istoty, ale również są świadkami przepięknej bujnej roślinności i przeróżnych dziwów. Te rozdziały naprawdę mnie zainteresowały i przeczytałam je w ekspresowym tempie żałując, że tak szybko się one skończyły.

Zdaję sobie sprawę, że  to rasowa opowieść przygodowa w duchu wspomnianego już Indiany Jonesa, ale jakoś nie porwała mnie. Lekko mnie irytowało to specyficzne dla tamtego czasu podejście Brytyjczyków do Indian jako ludzi generalnie stojących niżej w rasowej hierarchii zarówno pod względem inteligencji jak i popędów, które uznawane były za typowo prymitywne. To co zrobił Lord John z jednym z Indian będących źródłem ich niefortunnej sytuacji było po prostu karygodne. Nie chcę zdradzać o co chodzi zostawiając to Tobie do odkrycia, ale no nie fajnie. Wiem, że takie czasy, ale mimo wszystko nie podobało mi się to. 

Sam pomysł na powieść, nie wiem niestety na ile oryginalny, jest bardzo ciekawy. Jakże fascynujące byłoby odnalezienie takiej zapomnianej przez czas krainy z jej fauną i florą z czasów prehistorycznych jak i współczesnych. Jakże emocjonujące byłoby wzięcie udziału w odwiecznej walce o przeżycie wśród egzotycznej roślinności i nieznanych zwierząt. Brutalne, burzące krew w żyłach i pełne adrenaliny przygody to to co mogłoby znaleźć się w ‘The Lost World’, gdyby  ich dynamiki nie zabiły niestety nudniejsze fragmenty.

Polecam wszystkim fanom klasycznych opowieści podróżniczych oraz miłośnikom dinozaurów we wszelkiej formie.

Pozdrawiam,
Kura Mania.


Książkę przeczytałam  ramach wyzwania GRA W KOLORY (biały) jak i KLUCZNIK (niewspółcześnie).


PS. A jeśli masz ochotę na poznanie tej książki z o wiele bardziej entuzjastycznie nastawionej strony (jak i lepiej napisanej) zapraszam do odwiedzenia Wielkobukowej recenzji ‘The Lost World’.

M.

2 komentarze:

  1. Książki niestety nie zaliczam do wyzwania, za mało bieli.
    Czasem dopuszczam książki z tak małą ilością danego koloru jeśli na pierwszy rzut oka kolor ten rzuca się w oczy (wyszło mi trochę masło maślane, ale wiesz o co chodzi).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, rozumiem. Zresztą ja nie wiem czemu uznałam ta okładkę za biala, jak jest bardziej zielona przecież.

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!