With much
labour we got our thing up the steps, and then, looking back, took one last
long survey of that strange land, soon I fear to be vulgarized, the prey of
hunter and prospector, but to each of us a dreamland of glamour and romance, a
land where we had dared much, suffered much, and learned much – “our” land, as
we shall ever fondly call it.
Wyobraź sobie, że żyjesz w wieku wielkich odkryć i przygód
rodem z filmów o Indianie Jonesie. Kiedy to wiedza o świecie rozwija się w
zaskakująco szybkim tempie, a mapy wypełniają się informacjami o kolejnych
odkrytych górach, jeziorach i rzekach. Kiedy pomimo wielu brawurowych wypraw w
dalszym ciągu znajdują się na tych mapach białe plamy. Kiedy to, będąc dumnym z
siebie i swojego mocarstwa Brytyjczykiem, nie ma dla Ciebie rzeczy nie do
zrobienia i miejsc nie do odwiedzenia. Kiedy to przygoda i tajemnica jest na
wyciągnięcie ręki.
W takim to właśnie czasie Ned Malone, młody dziennikarz,
chcąc zaimponować domniemanej miłości swego życia, rzuca się w wir przygody. Trafia
na porywczego profesora Challengera. Naukowiec ten kilka lat wcześniej odbył
niebezpieczną podróż do Ameryki Południowej, gdzie dzięki notatnikowi pewnego
podróżnika trafia na trop tajemniczej krainy. Krainy, którą zamieszkują przedziwne
stwory rodem z Jury. Tak, mowa o dinozaurach! Niestety, prawie wszystkie na to
dowody zniszczone zostały podczas podróży powrotnej profesora dlatego teraz
zamiast święcić tryumfy jest celem docinek i żartów ze strony innych naukowców.
Teraz zaistniała szansa na potwierdzenie słów profesora.
Zostaje stworzona grupa, która ma zebrać
dowody na istnienie dinozaurów. Oprócz Malone’a w wyprawie bierze udział Lord
John Roxton, znany podróżnik, oraz profesor Summerlee, sceptycznie nastawiony
do Challengera botanik. Ich brawurowa wyprawa prowadzona w duchu brytyjskiego
imperializmu zabiera czytelnika w niesamowitą podróż w głąb
południowoamerykańskiego lasu tropikalnego.
Po książkę tę sięgnęłam ponieważ chciałam zacząć swoją
przygodę z Conan Doylem od nietypowej strony, czyli od powieści mniej znanej i
niezbyt kojarzonej z tym autorem. Niestety ciężko mi było przebrnąć przez te
fragmenty książki, które nie mówiły bezpośrednio o przygodach podróżników wśród
świata, który żywcem został przeniesiony z czasów prehistorycznych. Były one
dla mnie po prostu nudne.
Irytowała mnie postać profesora Challengera, który
błyskotliwy i inteligentny, jest przeraźliwie pompatyczny i zapatrzony w
siebie. Uważa on się za zbyt wielkiego intelektem, aby zniżać się do poziomu
maluczkich (czyt. reszty ludzkości). Jego uszczypliwe uwagi nie śmieszyły mnie
wcale.
Najciekawsze były
oczywiście przygody grupy podróżników
już po dotarciu do tajemniczej krainy. Nie tylko doświadczają tam oni uczucia
strachu i napotykają na przerażające istoty, ale również są świadkami
przepięknej bujnej roślinności i przeróżnych dziwów. Te rozdziały naprawdę mnie
zainteresowały i przeczytałam je w ekspresowym tempie żałując, że tak szybko
się one skończyły.
Zdaję sobie sprawę, że to rasowa opowieść przygodowa w duchu
wspomnianego już Indiany Jonesa, ale jakoś nie porwała mnie. Lekko mnie
irytowało to specyficzne dla tamtego czasu podejście Brytyjczyków do Indian
jako ludzi generalnie stojących niżej w rasowej hierarchii zarówno pod względem
inteligencji jak i popędów, które uznawane były za typowo prymitywne. To co
zrobił Lord John z jednym z Indian będących źródłem ich niefortunnej sytuacji
było po prostu karygodne. Nie chcę zdradzać o co chodzi zostawiając to Tobie do
odkrycia, ale no nie fajnie. Wiem, że takie czasy, ale mimo wszystko nie
podobało mi się to.
Sam pomysł na powieść, nie wiem niestety na ile oryginalny,
jest bardzo ciekawy. Jakże fascynujące byłoby odnalezienie takiej zapomnianej
przez czas krainy z jej fauną i florą z czasów prehistorycznych jak i
współczesnych. Jakże emocjonujące byłoby wzięcie udziału w odwiecznej walce o
przeżycie wśród egzotycznej roślinności i nieznanych zwierząt. Brutalne,
burzące krew w żyłach i pełne adrenaliny przygody to to co mogłoby znaleźć się w
‘The Lost World’, gdyby ich dynamiki nie
zabiły niestety nudniejsze fragmenty.
Polecam wszystkim fanom klasycznych opowieści podróżniczych
oraz miłośnikom dinozaurów we wszelkiej formie.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
PS. A jeśli masz ochotę na poznanie tej książki z o wiele
bardziej entuzjastycznie nastawionej strony (jak i lepiej napisanej) zapraszam
do odwiedzenia Wielkobukowej recenzji ‘The Lost World’.
M.
Książki niestety nie zaliczam do wyzwania, za mało bieli.
OdpowiedzUsuńCzasem dopuszczam książki z tak małą ilością danego koloru jeśli na pierwszy rzut oka kolor ten rzuca się w oczy (wyszło mi trochę masło maślane, ale wiesz o co chodzi).
Rozumiem, rozumiem. Zresztą ja nie wiem czemu uznałam ta okładkę za biala, jak jest bardziej zielona przecież.
Usuń