Cóż może być lepszego w jesienną, wietrzną noc od porcji świetnej
klasyki w atrakcyjnym komiksowym wydaniu? Oczywiście, że nic. Dlatego więc jak tylko
dopadła mnie bezsenność z nieukrywaną przyjemnością sięgnęłam po wypożyczony z
biblioteki egzemplarz wersji opowiadania „Pies Baskervillów” w formie powieści
graficznej.
Do Sherlocka Holmesa i jego wiernego towarzysza doktora Watsona
zgłasza się dr Mortimer, mieszkający w Dartmoor znajomy niedawno zmarłego sir Charlesa
Baskerville. Przynosi on zwój mówiący o klątwie rzuconej na ród Baskervillów –
za winy przodka sir Charlesa, Hugo Baskervilla, wielki ogar z piekła rodem ma
prześladować jego potomków na wrzosowiskach otaczających ich siedzibę
Baskerville Hall. Groźba wyrażona w dawnym manuskrypcie ma swoje pokrycie w
teraźniejszości – nowy dziedzic dostał anonim, w którym przestrzega się go, aby
trzymał się z dala od wrzosowiska. Bystry umysł Holmesa odrzucił starą legendę zauważając
realne niebezpieczeństwo zagrażające życiu młodego dziedzica. Zasłaniając się
obowiązkami, które zatrzymują go niestety w Londynie wysyła na prowincję dr
Watsona, a by ten prowadził w Dartmoor dyskretne śledztwo i miał oczy szeroko
otwarte na wszelkie podejrzane sprawy. Jak zwykle błyskotliwe śledztwo
zakończyło się sukcesem.
Autorzy nie odbiegli od oryginału. Historia odzwierciedla tą
napisaną przez sir Conan Doyle’a,
osadzoną w XIX wieku w Anglii. Ze stron komiksu wyłania się ciemny,
niebezpieczny Londyn, a wrzosowiska Dartmoor spowija mrok i nieprzenikniona
mgła. Cóż mogę powiedzieć, klasyka! Z napięciem śledziłam historię mimo, że
doskonale ją znałam czy to z oryginału czy z ekranizacji filmowych czy
serialowych. Nie wpłynęło to na wielką przyjemność, która stała się moim
udziałem w trakcie czytania/oglądania tej historii. Znajdziemy w niej wszystko
to co za co kochamy dzieła Doyle’a – postać błyskotliwego i uprzejmego
Sherlocka Holmesa, uczuciowego i szczerego Watsona oraz ciekawą zagadkę. Reszta
postaci również jest przedstawiona raczej tradycyjnie – dżentelmeni ubrani w eleganckie
garnitury, wszechobecny tweed i dosyć stereotypowe przedstawienie postaci klasy
niższej. Kolorystyka utrzymana jest w tonacji brązów, szarości i czerni. Z
rzadka bywa rozświetlana żółtą plama światła świecy, białym błyskiem błyskawicy
czy zgniłą zielonością zamglonego wrzosowiska. Wszystko to jednak składa się na
prześwietną mroczną atmosferę, wciągającą, z dreszczykiem i posmakiem tego
cudownego angielskiego klimatu.
Nie znajdziecie tutaj ekstrawaganckiej innowacyjności, ale
kawał porządnej klasycznej historii, która stanowi o bardzo dobrej jakości
komiksu.
Polecam wszystkim fanom Sherlocka Holmesa, detektywistycznej
tradycji jak i tym, których żywiołem jest mgła i mroczne tajemnice.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Jeśli jesteś ciekawy moich opinii o innych powieściach
graficznych zapraszam do przeczytania tych o „Mausie” Arta Spiegelmana i ‘The House That Groaned” Karrie Fransman.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!