Simon Snow jest najpotężniejszym czarodziejem na świecie.
Właśnie zaczyna ostatni rok w magicznej szkole w Watford i zamierza rozkoszować
się każdą chwilą tam spędzoną. Będąc sierotą i nie mając rodzinnego domu to
właśnie szkoła jest dla niego odpowiednikiem gniazda rodzinnego. Tu ma
swoją najlepszą przyjaciółkę bystrą Penelopę, piękną dziewczynę Agathę, no i…
znienawidzonego współlokatora, chcącego go już kilkakrotnie zabić Tyrannusa Basiltona Pitch-Grimma, czyli Baza.
Simon naprawdę chce wycisnąć co się da z ostatniego
roku nauki, bo świat czarodziejów podzielony jest pomiędzy zwolennikami reform
głównego maga, który jest również dyrektorem szkoły i opiekunem Simona a
starszymi rodami, które niechętnie witają w swoim gronie czarodziejów o
mniejszej mocy niż one same.
Jest też o wiele poważniejsze zagrożenie, które może spowodować zniknięcie magii na całym świecie. Jest to tak zwany Humdrum, a osobą, która ma to zniszczyć jest właśnie Simon.
Jest też o wiele poważniejsze zagrożenie, które może spowodować zniknięcie magii na całym świecie. Jest to tak zwany Humdrum, a osobą, która ma to zniszczyć jest właśnie Simon.
Niestety, Simon jest żałosnym czarodziejem. Stara się wcale
nie używać swojej różdżki, bo większość jego zaklęć kończy się źle. Magia go
przepełniająca jest tak wielka, że chłopak nie jest w stanie jej kontrolować i
czasem po prostu wybucha niszcząc wszystko dookoła.
Pomimo swoich niedociągnięć, Simon chce się cieszyć pobytu w
Watfrod. Niestety, coś co powinno być dla niego sytuacją idealną, czyli
tajemnicze zniknięcie jego współlokatora sprawia, że Simon kolejny raz wpada w
obsesje na punkcie Baza próbując go znaleźć lub chociaż dowiedzieć się dlaczego ten najlepszy z uczniów odpuścił sobie szkołę.
Kiedy Baz pojawia się dwa miesiące po rozpoczęciu roku jak
gdyby nic, Simon wcale się nie uspokaja.
Simon nie wie, że w ciągu kilku kolejnych miesięcy nie tylko
zawrze rozejm z Bazem, ale i zbliży się do niego tak, jak jeszcze nigdy do
nikogo, dowie się kim lub czym jest Humdrum i będzie musiał przeżyć śmierć
jednej z najbliższych mu osób oraz stanie do najtrudniejszej walki, walki z
samym sobą.
Historia Simona i Basa zaczęła się we fragmentach fan fiku
pisanego przez główną bohaterkę ‘Fangirl’ Rainbow Rowell. Mimo, że czytając
‘Fangirl’ (dokładnie rok przed przeczytaniem ‘Carry On’) fragmenty te
najbardziej mnie nudziły to w ‘Carry On' nie mogłam się oderwać od tej
magicznej historii.
Fragmenty fan fiku denerwowały mnie, ponieważ podobieństwa
do serii o Harry Potterze były tak oczywiste i dosadne, że aż irytujące. W
‘Carry On’ również widać podobieństwa do książek J. K. Rowling, ale postaci są
na tyle dobrze zbudowane, że zapomina się o tym całkowicie. Sam autorka
napisała, że to jej wersja historii o Wybrańcu w magicznym świecie i muszę
przyznać, że to całkiem udana wersja.
Simon pomimo tego, że posiada magie najpotężniejszą w
świecie czarodziei jest lekko kluskowata ciapą. Sam przyznaje, że stara się nie myślec za dużo, a jedynie robi to co jest od niego wymagane – zarówno przez
Maga, jak i Penny. Ten pewien brak błyskotliwości i wiedzy nadrabia
lojalnością, odwagą i dobrym sercem. Jego sidekickiem jest wspomniana Penny,
która oczywiście aż skrzy od inteligencji, jest bardzo błyskotliwa i to ona
właśnie jest od planowania.
Dziewczyna Simona, z którą się rozstaje już na samym początku książki jest… no cóż, nie powiem, że jest tak kompletnie niepotrzebna, bo jako postać miała swoją rolą do odegrania, ale była jednak trochę takim piątym kołem u wozu. Oczywiście, najciekawszy jest Baz – wampir i dziedzic starego rodu, piekielnie inteligentny i zabójczo perfekcyjny. Zaciekły wróg Simona. Ale czy na pewno?
Dziewczyna Simona, z którą się rozstaje już na samym początku książki jest… no cóż, nie powiem, że jest tak kompletnie niepotrzebna, bo jako postać miała swoją rolą do odegrania, ale była jednak trochę takim piątym kołem u wozu. Oczywiście, najciekawszy jest Baz – wampir i dziedzic starego rodu, piekielnie inteligentny i zabójczo perfekcyjny. Zaciekły wróg Simona. Ale czy na pewno?
Pierwsze kilkadziesiąt stron powieści troszku się dłuży, nie
dzieje za wiele, ale czytelnikowi zostaje wiele rzeczy wyjaśnionych dotyczących świata przedstawionego i przeszłości Simona. Dzięki temu, że cała powieść jest podzielona na krótkie
rozdziały opowiedziany z perspektywy kilku głównych bohaterów daje to ciekawą
perspektywę opowiadania zdarzeń zarówno współczesnych, jak i z przeszłości.
Ale prawdziwa akcja zaczyna się od momentu pojawienia się
Baza w szkole. Kolejne następujące po sobie szybko wydarzenia utrzymują równe
tempo, nie pozwalające się znudzić, ale dające też postaciom chwilę na rozmowę,
przemyślenia i rozwój.
Najlepsze jednak w 'Carry On' jest sposób działania zaklęć. Magia zaklęta jest w słowach, które poprzez ich częste używanie przez zwykłych, niemagicznych ludzi nabierają mocy. Dlatego najmocniejsze są te zaklęcia związane z dziecięcymi rymowankami ukochanymi i powtarzanymi do znudzenia zarówno przez dzieci jak i rodziców, ale i zaklęta jest w piosenkach znanych na całym świecie zespołów uwielbianych przez rzesze fanów (jak np. tych zespołu Queen). Rozwiązanie to nie dość, że wydaje się nawet logiczne to jeszcze sprawia, że natykamy się na perełki zaklęciowe w postaci tekstów piosenek (choć część będzie lepiej znana ludziom z kręgów kultury anglosaskiej). Szalenie mi się to podobało.
Najlepsze jednak w 'Carry On' jest sposób działania zaklęć. Magia zaklęta jest w słowach, które poprzez ich częste używanie przez zwykłych, niemagicznych ludzi nabierają mocy. Dlatego najmocniejsze są te zaklęcia związane z dziecięcymi rymowankami ukochanymi i powtarzanymi do znudzenia zarówno przez dzieci jak i rodziców, ale i zaklęta jest w piosenkach znanych na całym świecie zespołów uwielbianych przez rzesze fanów (jak np. tych zespołu Queen). Rozwiązanie to nie dość, że wydaje się nawet logiczne to jeszcze sprawia, że natykamy się na perełki zaklęciowe w postaci tekstów piosenek (choć część będzie lepiej znana ludziom z kręgów kultury anglosaskiej). Szalenie mi się to podobało.
Język powieści jest nie tylko bardzo przystępny (wydaje mi
się, że i osoba, która nie zna języka perfekcyjnie jest w stanie książkę
przeczytać i zrozumieć ) to jest tak do bólu współczesny, że aż uśmiechałam się
sama do siebie momentami. No cóż, Harry raczej nie użyłby słowa „fuck” w takiej
ilości, obfitości i odmianach (choć HP był skierowany jednak do trochej innej
grupy docelowej).
Bardzo na plus zaliczam słodko-gorzkie zakończenie, które
dużo wyjaśnia w kwestii późniejszych losów bohaterów, ale i pokazuje ile
jeszcze pracy i trudności ciągle przed nimi leży.
Tak, jest to opowieść o magicznym Wybrańcu, ale jest to tez
powieść o tylu więcej rzeczach. O miłości, która może wydawać się niemożliwa,
ale rodzi się bez naszego świadomego udziału i, która wybiera bez względu na
uzdolnienia, wygląd czy płeć. (Bardzo wierzę, że zakochujemy się w osobie, a nie
w płci). Jest to też fantasy z duchami,
wampirami, dziwnymi stworami mieszkającymi od mostami i kochającymi
ciepło.
Jest to powieść tak czasem absurdalna, że się sama sobie
dziwię, że tak ja pokochałam (Simon z ogonem diabła jak z kreskówki i czerwonymi
skrzydłami). Jest to takie spełnienie mojego książkowego marzenia jako fan
girl.
To jest bardzo przyzwoita opowieść, która wypełniona magia i
całowaniem się może i nie trafi do każdego (są glosy, że w wieku 25+ jest się na
nią już za starym), ale warto ją spróbować.
Polecam wszystkim miłośnikom fanfików, romansu w stylu Romea
i Juli oraz wszystkim fan girls.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!