Nareszcie przyszła zima! Uno i Mati wybiegają na dwór
pozjeżdżać z górek na deskach. Tata chłopców zostaje w domu, żeby usmażyć
naleśniki na obiad. Chłopcy świetnie się bawią, ale w pewnym momencie zdają
sobie sprawę, że zgubili się wśród zaśnieżonych drzew. Jak wrócić do domu?
Nagle widzą jakąś wielką postać wśród drzew – to yeti! Na całe szczęście to
całkiem miły stwór, który łapie chłopaków pod pachy i zanosi ich do swojej
pieczary w stoku góry. Tam okazuje się, że swój przytulny dom dzieli on z
jeszcze starszym yeti, który zajmuje się rzeźbieniem drewnianych sówek. Po
posiłku (zupie szyszkowo - jagodowej) i odpoczynku yeti odprowadza chłopców do
domu. Uno i Mati nie chcą zdradzać tacie co im się przytrafiło, ale okazuje
się, że i tata ma swoją drewnianą sowę na półce!
„Yeti” zamówiłam Mimi pod Choinkę, bo w końcu to taka zimowa
lektura jest. Od razu przypadła nam do gustu. Mimi podobała się trzymająca w
napięciu (przynajmniej dla trzylatki) historia spotkania chłopca z yeti. Przy
ostatniej ilustracji w mig skojarzyła, jeszcze za nim jej przeczytałam
odpowiedni fragment, że i tata chłopców kiedyś spotkał Yeti (sowa!). Co prawda Mimi pytała, gdzie jest mama i sam fakt, że to tata przygotowuje obiad bardzo ją rozśmieszył (co chyba nie świadczy dobrze o poziomie równouprawnienia u nas w domu).
Moje serce podbiły cudnej urody ilustracje, bo jak mają mi
się nie podobać jak ilustratorem jest twórca ukochanego przez wszystkich
Pomelo! Mnogość obrazków nie przeszkadza jednak w odbiorze, bo wszystko jest
bardzo przejrzyste.
Proste zdania, nieskomplikowana historia, ale opowiedziana z
humorem, pełna ciepła i sympatyczności. Książka idealna dla dzieci 3+, bo
pewnie i starszaki chętnie poznają Yeti.
Wracamy do tej historii prawie codziennie. Nie ma tu jakiejś
większej filozofii, ale jest przednia zabawa, zwierzątka wychylające zza drzew,
które można odszukiwać wciąż na nowo, niespotykane postaci (yeti i jego
dziadek), szama w pieczarze i naleśniki! W ogóle to naleśniki to podejrzanie
częsty motyw w literaturze dziecięcej – ostatnio natrafiłyśmy na nie przy
czytaniu i Muminków i Pippi. Niedługo w Anglii jest Pancake Day – przypadek?
Acha, a tak na początku to Mimi bała się yeti, bo podobno
„moldy mają stlasne”, ale teraz się do tego nie przyznaje.
Yecik, plecik, fircybecik,
Mała Mimi i kura Mania.
Eva Susso i Benjamin Chaud to autorzy książek takich jak
‘Binta tańczy”, „Lalo gra na bębnie” i „Babo chce” jak głosi tekst z tyłu
okładki. Niestety, nie miałyśmy szansy zapoznać się z tymi pozycjami, choc po
„Yeti” coś czuję, że to wielka szkoda jest. Może nadrobimy.
Bardzo lubimy teksty i ilustracje duetu E. Susso- B. Chauda. Rozpoznawalny zabawny styl sylwetek, oczu, mimiki twarzy. I treść tak przyjemna i chwytająca maluszków i ich rodziców:)
OdpowiedzUsuńNo my musimy troszkę nadrobić zapoznawanie sie z ksiązeczkami tego duetu, bo zauważyłam, że Mimi bardzo się spodobały :)
Usuń