Annabelle mieszka w mieście, w którym jedynymi kolorami jest
biel śniegu pokrywającego wszystko oraz czerń osadu z kominów ogrzewających
domy mieszkańców. Wszystko się zmienia, kiedy dziewczynka znajduje pudełko
wypełnione różnokolorową włóczką.
Najpierw zrobiła sobie na drutach sweter. Jednak kiedy
skończyła okazało się, że w pudełku zostało jeszcze trochę włóczki. Zrobiła
więc sweterek dla swojego pieska o imieniu Mars. Znów jednak zostało trochę
włóczki. No to zrobiła sweter swojemu zazdrosnemu koledze i jego psu. Nie
wyczerpało to jednak zasobów dziwnego pudełka. Nawet kiedy zrobiła swetry dla
wszystkich swoich szkolnych kolegów, nauczyciela, rodziców i innych mieszkańców
miasteczka. Nawet kiedy zrobiła swetry dla wszystkich zwierząt oraz dla rzeczy,
które nawet nie nosiły swetrów (tak jak domy i drzewa). Zrobiła swetry dla
wszystkich i wszystkiego oprócz pana Crabtree, któremu w samych szortach
potrafi stać na luziku w śniegu (ale coś i tak dostał od Annabelle).
Dzięki dziewczynce i jej magicznemu pudełku z włóczką
zmieniło się nie tylko miasteczko, w którym mieszkała. Ludzie zaczęli przyjeżdżać
z daleka, aby zobaczyć te wszystkie swetry i na chwilę rozmowy z niezwykłą
Annabelle, która potrafi dodać koloru nawet najbardziej szaremu z żyć.
O tym darze dowiedział się sam arcyksiążę. Zażądał od
Annabelle pudełka z włóczką. Ta jednak odmówiła nawet, kiedy zaoferował jej
dziesięć milionów funtów. Arcyksiążę przyjął odmowę źle i wykradł pudełko z
włóczką dziewczynce pod osłoną nocy rękami zbójców. Co się jednak okazało,
kiedy wredny arystokrata dostał upragnione pudełko?
Ha, nie powiem! Jednak ta historia pokazuje, że dobro
zostaje nagrodzone, a zło, no cóż, będzie się kisić w swoim paskudnym sosie w
samotności.
Jest to piękna historia o tym jak troszkę magii i mnóstwo
dobrych intencji potrafi wpłynąć na życie wielu ludzi i zmienić je na lepsze.
No i jaką moc niesienia ciepła ma włóczka i para drutów.
Pięknie zilustrowana opowieść rozgrzewa serce. Proste
ilustracje współgrają z treścią. Bardzo fajnie pokazane jest jak to całe
owłóczkowanie łączy ze sobą ludzi i ich otoczenie. Bo Annabelle kończąc jeden
sweter, a zaczynając drugi nie odcina włóczki, a po prostu zaczyna kolejny. I
tak od jednego włóczkowego wytworu do drugiego prowadzi cienka nić łączący
mieszkańców miasta, które nabiera coraz więcej koloru.
Annabelle mnie urzekła. Jest spokojną osóbką robiącą z niezachwianą pewnością siebie to co
najlepiej jej wychodzi. Choć muszę przyznać, że i pan Crabtree skradł moje
serce. Ach, te blade nogi w śniegu!
Pomimo tego, że mała Mimi nie była szczególnie zachwycona
opowieścią wciąż nie oddaję jej do biblioteki. Rozgrzewa moje serce i na pewno
rozgrzeje też małe serce Mimi, kiedy ta podrośnie i lepiej zrozumie całą
historię. Na razie bierze ją bardzo dosłownie, więc tyłeczka jej nie urywa.
Mam jedno tylko zastrzeżenie. Cały ten fragment poświęcony
arcyksięciu wypada nieco sztucznie. Nie wiem, czy tak naprawdę ta historia
potrzebowała, aż takiego zwrotu w akcji.
Pozdrawiamy ciepło,
Mała Mimi i Kura Mania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!