piątek, 29 stycznia 2016

‘The Miniaturist’ Jessie Burton („Miniaturzystka”)




Akcja „Miniaturzystki” rozgrywa się w siedemnastowiecznym Amsterdamie, który przeżywa swój rozkwit dzięki handlowi. Z jednej strony miastem rządzi pragmatyczna chęć zarobku, a jego mieszkańcy na wiele potrafią przymknąć oko jeśli w perspektywie mają wizję wzbogacenia się. Z drugiej jednak miastem rządzi też religia i jej surowe nakazy. Mimo, że praca jest pozytywnie postrzegana, bo lenistwo przybliża do wiecznego potępienia to nawet ci z najbardziej wpływowych i bogatych kupców muszą postępować zgodnie z nauczaniem pastorów. 

Takim właśnie kupcem jest Johannes Brandt – charyzmatyczny, bogaty i wpływowy. Po szybko zaaranżowanym małżeństwie z młodszą od niego o dwadzieścia lat dziewczyną ze wsi, Petronellą Oortman, jego życie miało być perfekcyjnym odbiciem ideału amsterdamskiego kupca.

Niestety, kiedy Nella, jak nazywano osiemnastolatkę w domu rodzinnym, przybywa do swojego nowego domu  w dostatniej dzielnicy miasta to nie mąż wita ją w drzwiach. Robi to jego niezamężna, zawsze ubrana na czarno siostra, Marin, bez uśmiechu na ustach za to z cierpkim słowem zawsze w pogotowiu.
Okazuje się, że jej świeżo poślubiony małżonek nie jest zbytnio zainteresowany pożyciem małżeńskim i trzyma Nellę na dystans dzieląc swój czas między podróże, biuro na mieście i pracę za zamkniętymi drzwiami swojego gabinetu.

Od pierwszych dni Nellę uderza dziwność tego domostwa. Oschła Marin, niezainteresowany nią Johannes i dwójka służących – pyskata Cornellia i Otto, którego ciemny odcień skóry wzbudza wiele zamieszania na ulicach Amsterdamu.

Kiedy Nella dostaje swój prezent ślubny od męża, którym jest miniatura jej nowego domu gotowa do urządzenia, odczuwa to jako bolesny afront. Zazwyczaj takie repliki są zabawkami dziewczynek, które mają się na nich uczyć gospodarowania. Nie mają jednak nic innego do roboty dziewczyna postanawia urządzić swój domek. Zamawia miniaturowe wyposażenie u rzemieślnika znalezionego w książce z ogłoszeniami. 

Jednak oprócz zamówionych przedmiotów dostaje też kilka ekstra, które niepokojąco oddają prawdziwe wyposażenie domostwa Brandtów. Nadchodzą kolejne paczuszki wypełnione idealnie oddającymi rzeczywistość przedmiotami oraz laleczkami perfekcyjnie odwzorowującymi domowników. Co więcej, przedmioty te wydają się przepowiadać przyszłe wydarzenia. Jak to możliwe, że ten nieznany nadawca tak świetnie orientuje się w sprawach rodziny Brandtów? Czy tajemnicza miniaturzystka jest nauczycielką Nelli czy może tworzy los dziewczyny? Niepokój i ekscytacja towarzyszą kolejnym przesyłkom mimo, że wprowadzając zamęt w głowie dziewczyny, która musi poradzić sobie w domu, który składa się z wiecznych szeptów, nieoczekiwanych odgłosów, nocnych odgłosów kroków na schodach i tajemnic, mnóstwa tajemnic, do których wciąż dochodzą nowe. 

Niezwykła to książka. Duszna i ciężka atmosfera panująca w domu Brandtów już od pierwszych stron powieści sprawia, że oczekiwałam niebezpieczeństwa czy tragedii dotykającej ten dziwny dom. Powoli razem z Nellą odrywałam kolejne tajemnice, których ciężar co raz bardziej utwierdzał mnie w mniemaniu i nieuchronnym upadku rodziny. Jednak przeplatane jest to błyskami nadziei.  Niektóre tajemnice zostają rozstrzygnięte prawie na samym końcu opowieści i okazuje się, że nic nie jest takim jakie się wydaje. Ciężko powiedzieć czy zakończenie powieści jest pozytywne czy nie, na pewno nie ma typowego happy endu.

Sama historia dotyka tak trudnych problemów jak znajdowanie własnego miejsca w życiu, walka z własnymi słabościami, trudność przyznania do błędu, jak i wieczna pogoń za przyjemnościami. Najważniejszym jednak problemem wydaje się być zagadnienie wolności. Czy możliwe jest być prawdziwie wolnym? Jak obejść przeszkody spowodowane przez narzucone przez społeczeństwo, religię i prawo reguły? Czy warto jest łamać te reguły po to, aby zaznać chwilki wolności? Czy dla tych ulotnych chwil warto ryzykować nie tylko dobro własne, ale i swoich bliskich?

Egoizm bohaterów, ich hipokryzja i niepotrzebna upartość w działaniu sprawiają, że ciężko jest ich polubić. Skomplikowane postaci takie jak wydająca się, aż do przesady bogobojną Marin czy trzymający uczucia w środku Otto oraz skomplikowane, spiętrzone relacje między domownikami przeplata tajemnicza postać miniaturzystki, która wydaje się być nie z tego świata, trochę magiczną, na pewno niebezpieczną postacią. To wszystko sprawia, że pomimo tego, że nie jest to książka miła, łatwa i przyjemna, ale po pierwszych trudnościach z zagłębieniem się w akcję była to zaskakująco szybka i wciągająca lektura.

„Miniaturzystka” jest na pewno godną polecenia, wciągającą lekturą pomimo swoich minusów, takich jak niezrozumiałe dla mnie uczucie Nelli do Johannesa w drugiej części powieści, jak i siła oraz wiedza dziewczyny jak odnaleźć się w skomplikowanym świecie miasta, w którym każdy wie wszystko o każdym podczas kiedy przecież Petronella znała do tej pory jedynie proste, wiejskie życie.

Polecam wszystkim outsiderom, którym wydaje się, że nigdy nie znajdą swojego miejsca w życiu oraz tym, którzy się nie boją odkrywania brudnych prawd i kolejnych tajemnic wśród zapachów gałki muszkatołowej i szelestu map świata z jeszcze białymi  na nich plamami.

Pozdrawiam,
Kura Mania.

 Książkę przeczytałam w ramach akcji wyczytywania zapasów książkowych.

2 komentarze:

  1. Hej, będziesz zgłaszała jakieś tytuły do Gry w kolory (biały)?
    Chciałam zacząć pisać podsumowanie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, będziesz zgłaszała jakieś tytuły do Gry w kolory (biały)?
    Chciałam zacząć pisać podsumowanie...

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!