W murze okalającym łąkę mieszkała rodzina myszy. Przed
zbliżającą się zimą myszki zaczęły robić zapasy. Zbierały kukurydzę, zboże i
słomę dniem i nocą. Wszystkie myszki oprócz jednej o imieniu Frederick. Na
pytania reszty myszek dlaczego nie pracuje Frederick miał bardzo dziwne
odpowiedzi. Twierdził, że pracuje, ale w inny sposób – a to zbiera promienie
słoneczne na ciemne zimowe dni, a to gromadzi kolory na czas szarej zimy, a to
znów zbiera słowa, bo zimowe dni są długie i może ich wtedy zabraknąć.
Kiedy zima wreszcie przyszła wszystkie myszki schowały się
głęboko między kamienie. Spędzały wesoło czas, bo miały dużo do omówienia, a i
zapasów było wiele. W miarę upływu czasu zapasy się jednak kurczyły, a myszki
robiły się coraz markotniejsze. Wtedy przypomniały sobie o niezwykłych zapasach
Fredericka, które ten gromadził podczas lata. Przywołał on wspomnienia o
kolorach, zajął ich pięknym wierszem i ogrzał głosem mówiącym o słońcu. Okazało
się, że to co one miały za drzemanie i wygrzewanie się w słońcu przydało się
najbardziej w trakcie tych długich, szarych, zimowych dni. Tak jak reszta
myszek zadbała o ciało, tak Frederick zadbał o ich duszę. Ponieważ Frederick
był poetą.
Przepiękna historia małej myszki, która pokazuje jak ważna
jest rola poezji w życiu (nie tylko mysim). I to poezji nie pompatycznej,
trudnej i przeintelektualizowanej, takiej, która jedynie odstrasza, ale takiej
codziennej. Takiej, którą można odnaleźć i w promieniach słońca i w czerwieni
truskawek. Takiej, która opowiada o rzeczach bliskich sercu w prosty sposób.
Wychodzi na to, że wszystko może być poezją jeśli jest piękne i ważne.
Mała Mimi jest za mała, żeby zrozumieć przesłanie książki
Leo Lionniego. Wiersz niezwykłej myszki był dla niej za trudny (bo jednak
angielski zna gorzej), ale podobało się jej jak Frederick kazał reszcie myszek
zamknąć oczy i opowiadał o słońcu, makach i łanach zbóż.
Jest to piękna, urzekająca historia i na pewno do niej
wrócimy jak troszkę podrośnie. Może być świetnym wyjściem do rozmowy nie tylko
o poezji, ale i o pięknie otaczającej nas przyrody. Teraz nie przykuła jej
uwagi na dłużej (ale 80% rzeczy nie przykuwa jej uwagi na dłużej niż na trzy
sekundy, bo jest bardzo energiczną trzylatką w końcu), ale mi się bardzo
podobała.
Acha, no i Frederick pokazuje nie tylko jak to każdy
powinien robić to w czym jest najlepszy bez względu na to co inni o nim myślą
lub jak to wygląda (no bo na początku wydaje się, że Frederick jest po prostu
leniwy i woli drzemać w słońcu niż pracować), ale i o roli zawodów takich raczej
abstrakcyjnych jak aktor czy muzyk. Bo
łatwo wytłumaczyć co robi pan budowlaniec, ale z takim poetą nie jest tak
łatwo.
Pozdrawiamy,
Mała Mimi i Kura Mania.
Kolejna świetna książeczka dla maluchów. A 3-latka aktywna to dobrze, to znaczy, że zdrowa, i nie będzie cennego czasu zaprzątać poezją dla myszy:) U nas kosmici i troll i smok od Ciebie górują. Jesteśmy zmuszani do codziennego kontaktu z angielskim, oj, jakie wymyślamy tłumaczenia!:)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że książeczki się podobają. Mimi już zbiera kolejne ;)
UsuńNo, poezja jej nie ujęła w takim wydaniu. Lepsze są rymowane wierszyki niż poetyczne opisy jednak :)
Pamiętam z dzieciństwa jedną z bajeczek z serii "Poczytaj mi mamo" gdzie pszczółka zamiast robić zapasy i zapylać roślinki zbierała farbę z palety jednego malarza i na wewnętrznych ścianach ula malowała kwieciste łąki. To się bardzo wszystkim nie podobało. Królowa chyba nawet wyrzuciła pszczółkę z ula, ale jak przyszła zima i pszczoły zmuszone były przez wiele tygodni zostać w ulu to te malowidła stały się bezcenne i Królowa zrozumiała jak ważne było to co robiła pszczółka.
OdpowiedzUsuńMoże nie chodzi tu o rolę poezji, ale także zwrócono uwagę na potrzeby duszy i wewnętrznego spokoju.