Jest 1877 rok i między Rosją a Turcją wybuchła wojna. Erast
Fandorin z posiwiałą głową i złamanym sercem bierze w niej udział jako
ochotnik. Przypadkiem trafia na piękną i wyzwoloną jak na swoje czasy Warwarę Surowow,
która przedziera się przez turecką ziemię na tyły armii rosyjskiej, aby
odnaleźć swojego (nie)narzeczonego, Pietię, służącego w wojsku jako szyfrant.
Niestety, Pietia zostaje oskarżony o
zdradę i działalność na rzecz wroga, a Warwara zostaje pomocnicą Erasta, którego
zadaniem jest dojście prawdy. Jednak nieprzyjazny i oschły w stosunku do
kobiety Erast nie jest wymarzonym towarzyszem. Warwara, zazwyczaj ignorowana
przez swojego przełożonego z przypadku, wpada w wir wojenno-towarzyskiego życia
spotykając na swojej drodze niezwykłą mieszankę oryginałów, na którą składają
się zarówno francuscy jak i angielscy żurnaliści, jak i wojskowi różnej rangi.
Życie na tyłach frontu okazuje się bardzo ekscytujące. Czy jednak każdy jest
tym za kogo się podaje? Czy w wojennym zamieszaniu Erast poradzi sobie z rozwikłaniem
zagadki ułożonej jak najlepsza szachowa rozgrywka?
Druga część serii o Eraście Fandorinie skupia się na osobie
Warwary Surowow, nowoczesnej jak na XIX wiek młodej kobiety. Początek jest
całkiem niezły, wyzwolona kobieta z rewolucyjnymi ideami przebrana za chłopaka
przekrada się na tyły rosyjskiej armii, żeby spotkać się z partnerem, z którym
żyje w dziwacznym, ale i bardzo nowoczesnym związku. Przestrzegano mnie jednak
przed tą częścią i słusznie, ponieważ później akcja się rozmywa. Problemem nie
jest fakt, że autor tym razem to Warwarę uczynił główną bohaterką, ale to, że
jej perypetie są dosyć nudne. Młoda kobieta wciąż spotyka się z dziennikarzami
z klubu, przeplata te spotkania oglądaniem walk i wyjazdami, ale wlecze się to
jak flaki z olejem. Bohaterka jest przewidywalna w swojej „nowoczesności”, a
wewnętrzna walka pomiędzy tak hołubionymi przez nią feministycznymi ideami a
kokieterią, nad którą było ciężko dziewczynie zapanować nie przyniosła świeżego
oddechu. Rozumiem, że był to celowy zabieg autora, aby odwrócić naszą uwagę od
kolejnych wskazówek dotyczących rozwiązania śledztwa, które prowadził Erast, a
punkt widzenia dziewczyny dodatkowo zaciemnia nam ogólny obraz sprawy.
Samo rozwikłanie zagadki było zupełnie absurdalne. Skupiona
na losach Warwary uznałam, że to ona będzie postacią kluczową, a tu nagle bam!
wpada Erast ni stąd ni zowąd i podaje nam rozwiązanie na tacy. To co byłoby
najciekawsze dla mnie, czyli podróż Fandorina za granicę z rozkazu cara, nie
jest opisane. Może po prostu Akunin nie chciał powtarzać schematu znanego nam z
„Lewiatana”? Niestety, wyszło jak wyszło, w „Gambicie” brakuje życia, pomimo
barwnych postaci takich jak Sobolew, czyli biały Achilles, brawurowy dowódca
wojsk.
A dobiło mnie już zupełnie z samo zakończenie powieści. Ta
ostatnia niby to romantyczna scena sprawiła, że po jej przeczytaniu
przecierałam oczy ze zdumienia i zastanawiałam się czy ja na pewno czytałam to
co czytałam? Czy może jednak w moim egzemplarzu brakuje kilku/kilkunastu stron?
Tak więc wynudziwszy się przez ponad połowę książki trochę
rozruszałam się przy końcówce, ale i tak „Gambit turecki” buty może czyścić
„Lewiatanowi”. Teraz czeka mnie „Azazel” i już się na to spotkanie cieszę. Z
drugiej jednak strony „Gambit” nie jest tak zupełnie zły, bo Akunin świetnym pisarzem
jest i nie żałuję, że ta część przeczytałam. Mam jednak nadzieje, że to był
chwilowy wypadek przy pracy i reszta serii będzie na wyższym poziomie. Niedługo
się przekonam, bo „Azazela” przywiozłam sobie z już Polskim w sierpniu, a
kolejną część dowiezie mi mama. O, i się okazało, że nawet w mojej bibliotece
jest Boris Akunin! Ciekawe jak wychodzą rosyjskie nazwiska w tłumaczeniu.
Polecam wszystkim fanom serialu „Wspaniałe stulecie”, którym
mało Osmanów i pasz jest, tym, którzy chcą się dowiedzieć co to za zwierz ta „nowoczesna
kobieta” w XIX wieku. Odradzam jednak rozpoczynać od „Gambitu tureckiego” swoją
znajomość z Akuninem.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!