Detektyw inspector Fin Macleod jest na urlopie zmagając się
z tragedią śmierci swojego małego synka. Jeszcze przed urlopem prowadził
śledztwo dotyczące drastycznego morderstwa popełnionego w Edynburgu. Kiedy
policyjny system HOLMES łączy tę zbrodnię z podobną popełnioną na wyspie Lewis
z której pochodzi policjant, przełożony Macleoda postanawia włączyć go do
śledztwa.
Niejako pod przymusem Macleod leci na rodzinną wsypę
należącą do Hebryd Zewnętrznych, gdzie surowy smagany wiatrami i deszczami
krajobraz rodzi równie surowych i twardych ludzi. Przed Macleodem stoi zadanie
nie tylko rozwiązania zagadki śledztwa, ale i konfrontacja z dawnymi
wspomnieniami i ludźmi, których miał nadzieję zostawić za sobą już na zawsze.
Czy policjant poradzi sobie z odkryciem mordercy, którym
może być ktoś ze znanych mu dawnych współmieszkańców, ale i z ciągle jeszcze
świeżą utratą dziecka, rozpadem małżeństwa oraz bolesnymi wspomnieniami? Czy
nie będzie to za dużo jak na jednego człowieka?
Fin Macleod nie tylko będzie musiał obudzić demony z przeszłości, ale i będzie musiał zatańczyć
z nimi piekielny taniec, który odkryje przerażającą i bolesną prawdę.
Po „Czarny dom” sięgnęłam dzięki rekomendacji tommyknockera
z bloga samotnia1981.blox.pl. Nastawiłam się na typowy kryminał, trochę mroczny
z racji umieszczenia akcji w klaustrofobicznej atmosferze małej społeczności
żyjącej na niegościnnej wyspie, ale z raczej typową zagadką whodunnit. Nie
byłam przygotowana na tak intensywną lekturę, w której wątek kryminalny jest jedynie
pretekstem dopełniającym ten mówiący o mrocznej przeszłości mieszkańców małego
miasteczka i samego Macleoda.
Towarzyszymy policjantowi w trakcie prowadzonego przez niego
śledztwa i kolejnych wizyt u ludzi znanych mu z lat spędzonych na wyspie.
Jednocześnie narracja poprzetykana jest wspomnieniami opowiadanymi z perspektywy młodego Fina od
najwcześniejszego dzieciństwa. Nie jest to życie łatwe i radosne.
Odkrywamy
kolejne tragedie towarzyszące głównemu bohaterowi – pierwsze upokorzenia
związane z nieznajomością angielskiego (na wyspie mówi się po gaelicku), utratę
rodziców, zimne lata spędzone z ciotką, pierwsze miłości, trudne przyjaźnie. I
kolejne tragedie, kolejne śmierci. I kiedy uznałam, że wiem już wszystko, i, że
razem z Finnem rozwikłałam zagadkę morderstwa okazało się, że zza tych
wszystkich historii wystaje coś tak obrzydliwego i przerażającego, że aż ciężko
było mi w to uwierzyć.
Na początku nie lubiłam Finna, taki niemiły i zgorzkniały.
Ale powoli odkrywając jego przeszłość zaczęłam go lepiej rozumieć, pomimo tego,
że czasem mnie irytował, drażnił i miałam ochotę nim potrząsnąć, aby zamiast
skupiać się na sobie zaczął patrzeć na niektóre wydarzenia oczami swoich
rozmówców.
Świetnie narysowane są sylwetki mieszkańców wyspy Lewis i
ich styl życia. Twarde prawa twardych ludzi, których życie nie rozpieszcza.
Skazani na porażkę tylko dlatego, że urodzili się akurat w takim miejscu. W
miejscu, gdzie stare tradycje ciągle żyją. W miejscu, gdzie w niedziele
huśtawki były zakluczone na łańcuch, bo niedziela jest dniem świętym. Z drugiej
jednak strony, surowe prawa obowiązują wszystkich, a ich naruszenie wiąże się z
wymierzeniem sprawiedliwości przez samą społeczność. Tak jak przed wiekami. I
tak jak gaelicka tradycja dwutygodniowego wyjazdu starannie wybranej garstki
mężczyzn na polowanie na wystającą ze wzburzonego morza niegościnną skałę tak i
te stare prawa są niezmienne.
Porażająco smutna, z mocną, gęstą atmosferą czegoś wrogiego
czającego się za działaniami bohaterów to powieść o odkrywaniu samego siebie. O
tym jak ważne jest pogodzenie się z własną przeszłością i o tym jak ciężko się
od niej odciąć i zacząć nowe życie.
Nie nastawiaj się na typowy kryminał. Nastaw się na
przenikliwe spojrzenie w głąb ludzkiej duszy z jej ułomnościami, niejasnymi
motywami i rzadkimi jasnymi promykami nadziei.
Polecam wszystkim, którzy nie boją się wiecznego pomruku
oceanu w tle, surowej przyrody, niełatwego życia i konfrontacji z demonami
przeszłości, po której nic nie będzie takie jak wcześniej oraz tym dla których
wartości takie jak tradycja, honor i rodzina są ciągle żywe zarówno w sercu jak
i działaniu.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Na pewno sięgnę po kolejne części opowiadające o Finu
Macleodzie. Rozstałam się z nim w takim momencie jego życia, że z ciekawością
czekam na to jak mu się dalej powiedzie (lub nie).
M.
Kolejne powieści równie dobre ! Serdecznie polecam :)
OdpowiedzUsuńtommy z Samotni
Jestem w połowie drugiej części i myślę, że zaprzyjaźnie z panem autorem na dłużej, bo ogromnie mi sie podoba.
Usuń