Ojej. Moja idea klasycznego września upadła. I to upadła z
hukiem. Nie przeczytałam ani jednej „klasycznej” lektury. Okazało się, że ma za
wiele ciekawych książek piętrzących się w kątach i zachęcających z
bibliotecznych półek. Po za tym, czasem jest tak, że ciężko jest się skupić na
czymś ambitniejszym. Ja tak miałam. Dlatego namiętnie książki lekkie, łatwe i przyjemne, które można podczytywać kiedy puści się dziecku Disney Junior (zła
matka ja, oj zła).
Odpuszczam sobie więc klasyczne lektury, co pewnie będzie
oznaczać, że zaraz zacznę je czytać jak szalona. Nie mam szałowych planów na
październik oprócz „szarych” książek, które przeczytam w ramach świetnego
wyzwania GRA W KOLORY.
Ponieważ moi rodzice przylatują na kilka dni na drugie
urodziny małej Mimi to zamówiłam sobie kilka książek.
Po entuzjastycznych recenzjach „Anglików na pokładzie”
zapragnęłam też ją przeczytać. Poprosiłam mamę, aby kupiła mi tą pozycje jak i
nowego Krajewskiego (bo wielbię bezustannie). Dodatkowo wspomniałam coś o
klasycznych komiksach, które zaczął wydawać Egmont (ale to bez musu, najwyżej
list do Mikołaja napiszę). No i poprosiłam o kilka pozycji z półki domowej –
baśnie Andersa i braci Grimm, opowiadania Lovecrafta i Poe’go. Zobaczymy co
dostanę.
Mam ochotę na jakiś cykl i prawdopodobnie zacznę coś
związanego z baśniami. Mam tez pełno pomysłów związanych z Bożym Narodzeniem,
ale to za wczesny obiad (jak mówi pewna osoba).
Jesień, jesień, na blogach radość z powodu długich wieczorów
spędzonych na czytaniu pod kocykiem i z herbatką raz kotem (opcjonalnie). A ja
się martwię co ja będę robić w brzydsze dni z nadaktywną dwulatką. Na pewno nie
czytać. Nie mówiąc o piciu gorącej herbaty. Ani o spokojnym leżeniu pod
kocykiem (kota brak).
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!