Wróciwszy z zupełnie nieudanych wakacji w Hiszpanii, Hamish
Macbeth dowiaduje się, że w Lochdubh, niedużym miasteczku, w którym pełni służbę,
jako jedyny policjant, jest nowa mieszkanka. Catriona Beldame, bo tak brzmi jej
imię, w czasie krótkiego czasu, w którym mieszkała w szkockiej miejscowości,
zyskała sobie miano czarownicy i to takiej, która para się czarną magią. Hamish
dowiaduje się, że bardzo często widywano miejscowych mężczyzn odwiedzających w
nocy jej dom. Podejrzewając, że przyjezdna może zajmować się prostytucją
policjant postanawia ją odwiedzić. Co zaskakujące jej czar uderza go z taką
mocą, że jak otumaniony wychodzi z jej domu nie uzyskując żadnych istotnych
informacji. Urok znika dopiero po konkretnym posiłku spożytym przez rudego
Szkota. Uznając, że faktycznie Catriona zna się na ziołach i dodała mu czegoś
do ziołowej herbatki, która u niej wypił postanawia się bliżej jej przyjrzeć. W
między czasie dowiaduje się, że coraz więcej mężczyzn zgłasza się do lokalnego
doktora z obrzękiem i swędzeniem okolic intymnych, które spowodowane może być
specyfikiem zawierającym hiszpańską muchę uznawaną za afrodyzjak. Powikłania po
jej użyciu mogą poważnie zaszkodzić zdrowiu człowieka, tak więc Hamish
wykrzykując przy różnych okazjach, że albo pogoni czarownicę albo ją zabije
bierze sprawy w swoje ręce. Niestety, jego przełożony, Blair, mający problem z
alkoholem oraz szczerze nienawidzący Hamisha, uznaje sprawę za durną błahostkę.
Kiedy mleczarz informuje policjanta, że już od paru dni nikt nie odbiera mleka
spod drzwi domniemanej wiedźmy, Hamish rusza wybadać sprawę. W domu Catriony
znajduje ją martwą we własnym łóżku. Niestety, chwilę po tym jak wyszedł na
dwór czekając na wsparcie dom staje w płomieniach. Zgromadzony tłumek
mieszkańców uznaje to za znak od Boga – czarownica zostaje spalona. Okazuje
się, że morderstwo Catriony to dopiero początek serii brutalnych zabójstw. Co
łączy cztery kobiety zamordowane w Lochdubh i okolicach? Czy wśród spokojnych
mieszkańców miasteczka znajduje się morderca? Czy może to zło z zewnątrz burzy
spokój miejscowych?
‘Death of a Witch’ to dwudziesta piąta (!) część przygód z
serii o Hamishu Macbecie, a pierwsza, która trafiła w moje ręce. Początkowo czułam
się nieco zagubiona w tym, kto jest, kim, ale powieść jest napisana na tyle
przystępnie, że już po kilkudziesięciu stronach postaci występujące na jej
kartach zdawały mi się starymi znajomymi.
Hamish Macbeth, wysoki rudowłosy policjant ze szkockich
Highland to ciekawa postać. Z jednej strony ujmuje swoim przywiązaniem do
Lochdubh i troska o jej mieszkańców. Jest odważny i opiekuńczy. Z równym
spokojem tropi po wzgórzach ludzi, którzy dybią na jego życie jak i odwiedza
miejscowych staruszków, aby dowiedzieć się czy dają sobie radę w śnieżną pogodę
przy braku prądu. W czasie całego śledztwa ma nadzieję, że mordercą okaże się
ktoś z przeszłości Catriony, a nie osoba z wioski.
Hamish korzysta z małego mieszkania, które połączone jest z
posterunkiem policji, jeżeli można tak szumnie nazwać to miejsce. Jeżeli
oglądaliście kiedyś Strażaka Sama to wiecie, że przy tego typu posterunkach często
znajduje się małe mieszkanie. Tak tez jest w przypadku Hamisha. Mieszkanie
dzieli on z dwoma zwierzakami – kundlem o bardzo niebieskich oczach o imieniu
Lugs i udomowionym dzikim kotem nazwanym Sonsie. Hamish stawia dobro swoich
zwierzaków ponad wszystko i nie waha się zabierać ich ze sobą do pracy lub
podrzucać znajomym, aby się nimi zaopiekowali pod jego nieobecność. Zdarza się
również, że Hamish zabiera swoich podopiecznych na randkę lub zamiast poświęcić
trochę czasu kobiecie idzie ich nakarmić lub wypuścić na wrzosowiska, aby
zażyli trochę ruchu. Rozumiem jego miłość do zwierząt, ale momentami bywa ona bardzo
irytująca. Szczególnie wtedy, kiedy policjant nie może, ani nawet nie próbuje,
zrozumieć tego, ze nie każdy przepada za jego zwierzętami. Jego zachowanie
przypomina mi zachowanie stereotypowej starej panny otoczonej wianuszkiem
kotów. A przecież Hamish ma lat dopiero trzydzieści parę.
Kolejną irytującą cechą Hamisha jest jego rzekoma chęć do
ustabilizowania się. Policjant myśli o wspólnym życiu zarówno z dziennikarka
Elspeth jak i swoja „wielką” miłością Priscillą, córką właściciela lokalnego hotelu,
ale w gruncie rzeczy są to jedynie sentymentalne marzenia dotyczące jakieś
wyidealizowanej idei małżeństwa. Samolubne zachowanie Hamisha pokazuje, że nie
jest on gotowy na wspólne życie z kimś, kto nie jest zwierzakiem. Jednocześnie
te jego myśli o miłości są jakieś takie rozmazane i przelotne, nie zauważyłam w
nim szczególnej tęsknoty, samotności czy głębszych porywów serca. O takie,
rozważania „co by było gdyby…”.
Nie stał się Hamish moim ulubieńcem. Momentami go lubię,
momentami mnie irytuje. Siłą rzeczy porównuje go do Agathy Raisin z innej,
popularnej serii tej samej autorki i stwierdzam, że chyba pani Beaton nie
tworzy bohaterów łatwych do polubienia i miłych czytelnikowi. Za to sama
intryga jest dobrze pomyślana, ciekawa, wypełniona lokalnym kolorytem i surowym
szkockim krajobrazem. Lubię takie kryminały, które mimo lekkości i łatwości czytania dają czytelnikowi skomplikowaną zagadkę do rozwiązania.
Na pewno sięgnę po kolejne tomy z tej serii, aby dowiedzieć
się czy Hamish Macbeth ulega namiętnością i porywom serca czy może zawsze
kieruje się osobliwie pojmowanym poczuciem obowiązku.
Polecam wszystkim miłośnikom Szkocji, zatwardziałych
kawalerów i fanom ciekawych cytatów (które otwierają każdy z rozdziałów książki).
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.
Jakoś nie zainteresowałaś mnie fabułą... odpuszczę sobie.
OdpowiedzUsuńMoże inną część kiedyś przeczytam.
Oj, nie dziwie Ci się, bo ksiazka jak i cala seria nie porywa. No ale ciekawa byłam innych książek M.C. Beaton :)
OdpowiedzUsuń