czwartek, 16 października 2014

'The Map and the Territory' Michel Houelebecq ("Mapa i terytorium")






The world is weary of me,
And I am weary of it.
 
Charles d’Orleans

Jed Martin swoją karierę artystyczną zaczął od fotografowania urządzeń. Jego zdjęcia, perfekcyjne w swojej prostocie, robione dla firm na całym świecie dawały mu przyzwoity dochód. Jed jednak zerwał z fotografią komercyjną niespodziewanie dostrzegając piękno francuskich map Michelina. Proste kolory, przecinające się linie i zróżnicowanie gęstości występujących kształtów w ujęciu obiektywu Jeda urastają do rangi sztuki. W czasie współpracy z Michelinem fotograf poznaje przepiękną Olgę, Rosjankę pracującą we francuskim oddziale firmy. Mimo, że para wydaje się być niedobrana ich miłość kwitnie. Wystawa Martina odnosi wielki sukces, a dochód ze sprzedaży oryginalnych fotografii jak i reprodukcji jest bardzo duży. Niestety, Olga zostaje odesłana do Rosji, aby tam rozwijać oddział Michelina. Kiedy dziewczyna proponuje mu wspólne zamieszkanie w jej ojczystym kraju, ten nie potrafi się zdecydować na tak odważny krok. Kolejną zmianą w życiu Jeda jest decyzja o zrezygnowaniu z kontynuowania sprzedaży zdjęć map drogowych. Fotografia nie interesuje już mężczyzny, który poczuł w sobie potrzebę malowania. Postanawia zrobić cykl o zawodach przedstawiających przeróżne osoby od rzeźnika do Billa Gatesa i Steva Jobsa. Jako, że Martin ma trudności ze znalezieniem słów do opisywania swoich artystycznych kreacji do napisania krótkiego opisu kolejnej jego wystawy zostaje poproszony Michel Houellebecq, jako osoba znana i kontrowersyjna. W zamian pisarz dostaje nie tylko sporą sumę pieniędzy, jak i również swój obraz namalowany przez Jeda. Pomimo pozornego braku bliskości między nim a francuskim pisarzem, przywiązuje się on do autora „Cząstek elementarnych”, ceni sobie jego zdanie i w niewytłumaczalny sposób czuje, że Houellebecqa obecność ma znaczenie w jego życiu. Wystawa, do której pisarz stworzył komentarz stała się międzynarodowym sukcesem, obrazy zyskują wartość wielu tysięcy euro, a Jed staje się milionerem. Nie zmienia to jednak charakteru Jeda przyzwyczajonego do dobrobytu, który dalej mieszka w swoim starym mieszkaniu z wiecznie psującym się bojlerem. Po zakończeniu etapu malowania, Jed nie wie, w którą stronę się zwrócić. Przeżywa skomplikowane chwile związane z powrotem Olgi i śmiercią ojca, jak również przyjdzie mu zmierzyć się z okrutnym morderstwem Michela Houellebecqa. Autor prowadzi nas aż do końca życia Jeda, który po wielu latach samotnego mieszkania na wsi w domu rodzinnym swoich dziadków znów zaczyna otworzyć oryginalną sztukę jak również trochę otwiera się na wciąż zmieniający się świat wokół niego.

Ech. Ciężko jest mi pisać o tej książce. Zaczyna się intrygująco, trochę śmiesznie, od problemów Jeda z bojlerem i trudnościami w znalezieniu firmy, która szybko i rzetelnie mogłaby go naprawić. Później czytelnik dostaje jakby biografię artysty lub przewodnik po jego dokonaniach.  Wymieszane jest to z prywatnym życiem Jeda, które można by opisać w kilku zdaniach. Nie ma w jego życiu gwałtownych zmian, porywających namiętności czy nawału uczuć. Jed jest wycofany, wszystko przydarza mu się jakby mimochodem. Nawet o swoim życiu zawodowym nie ma on wiele do powiedzenia. Jego bierność prowadzi do zakończenia związku z Olgą. Mimo tego, że ciągle żyje w nim pytanie o samobójczą śmierć matki nie drąży on tego tematu w rozmowach z ojcem, z którym i tak spotyka się sporadycznie. Nie ma między nimi zbyt dużej więzi. Kiedy ojciec Jeda pod wpływem alkoholu zwierza się on synowi ze swoich młodzieńczych marzeń, ten jest zaskoczony zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę nie zna swojego ojca, jest on dla niego obcym człowiekiem. Pierwsza część książki trzyma tempo, jest spokojna, ale ciekawa, dobrze się czyta.

Niestety, w drugiej części, którą otwiera okrutne i wyrafinowane morderstwo Houellebecqa, akcja siada. Dostajemy mnóstwo szczegółów dotyczących życia policjanta, który prowadzi to śledztwo, aby w pewnym momencie przeczytać o jego przejściu na emeryturę nie rozwiązawszy sprawy. Poznajemy jej zakończenie, ale nie wnosi ona nic, jeśli chodzi o Jeda Martina. Do niego wracamy później w monotonnym opisie jego lat po przeprowadzce na wieś. Martin prowadzi życie samotne, ale jest z niego zadowolony, uważa, że było satysfakcjonujące w sferze zawodowej i prywatnej (!!!). Najlepsze jest to, że nawet nie zauważa, kiedy kończy sześćdziesiątkę. Wszystko to jest raczej nudne i w sumie nie wiem, po co napisane. Czytałam tylko dlatego, żeby dowiedzieć się czy na końcu w końcu coś się stanie. No i się stało to, co zawsze jest na końcu – śmierć Jeda.

 Mimo, że poznajemy całe życie Jeda Martina od urodzenia do śmierci nie wiem nawet czy to naprawdę on jest głównym bohaterem książki. Może chodzi jednak o Houellebecqa, a Martin jest jedynie dodatkiem? Może jest to przeciwny PR autora, który pokazał siebie, jako ulubionego chłopca do bicia Francji, który prowadzi życie pustelnicze, wypełnione kartonami i alkoholem, posiadający mnóstwo wrogów, ale nieprzejmujący się tym. Pod koniec życie znajduje on swojego rodzaju ukojenie mieszkając w domu, w którym się urodził, dalej nie prowadząc życia towarzyskiego, ale odnajdując spokój. Nawet pomimo głoszonego ateizmu chrzci się on na kilka miesięcy przed swoją niespodziewaną śmiercią. 

W ‘The Map and the Territory’ znajdziemy satyryczny komentarz do współczesnego świata. Czy jest on odkrywczy? Raczej nie, ale momentami naprawdę wywołuje uśmiech. Tak jak w przypadku inspektora policji, który wybrał spokojne dostatnie życie, bez dzieci, które wprowadzają zbędny chaos, za to z ukochanym pieskiem- impotentem. Widzimy śmieszność i pustkę takiego powierzchownego życia bardziej na pokaz niż dla siebie.

Widzimy też obraz relacji międzyludzkich, płytkich i ułomnych. Relacja między Jedem a ojcem, od spotkania do spotkania, bez prób zrozumienia. Kiedy po śmierci ojca Jed przegląda jego stare projekty z czasów młodzieńczego idealizmu i widząc projekty domów niemożliwe do zrealizowania przedstawiających bardziej idee niż budowle użytkowe, czuje on zmieszania i wstyd. Dlaczego? Czy uznał on swojego ojca z jedynie człowieka biznesu, bez marzeń, bez inspiracji, a odkryta nieznana strona rodzica burzy ten już spokojny, wyrobiony pogląd?
Dziwnym jest też związek artysty z Olgą. Wydaje się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale jedynie do momentu, w którym Jed musi podjąć decyzję i to taką, która przewróci jego życie do góry nogami. I co robi wtedy Jed? Nic. Pozostawia podjęcie decyzji Oldze. Woli żyć wspomnieniami miłości niż aktywnie uczestniczyć w jej tworzeniu. Olga wraca do jego życia kilka lat później, ale Jed nie wie co ma robić. Odwiedza Houellebecqa, a wizyta ta, mimo, że nie spytał pisarza o radę, daje mu odpowiedź, co do jego przyszłości z Olga. Jed przypisuje pisarzowi jakby magiczną rolę w swoim życiu. Nie widzę w tym większego sensu. Widzę to na zasadzie – Michel oprze się o futrynę, a Jed już wie, że rozmowa z ojcem nie przyniesie oczekiwanego rezultatu. 

Sama nie wiem, co mam o tej książce myśleć. Może jestem zbyt ograniczonym, za mało wyrafinowanym czytelnikiem, ale wydaje mi się, że jest ona o niczym. Nic tam się nie dzieje, do niczego to nie doprowadza, a na końcu i tak główny bohater umiera, bo tak to już jest. Nie wzbudziła we mnie ta pozycja większych emocji. Sztucznym wydawał mi się język, w którym została napisana. Te wszystkie skomplikowane zdania i długie wyrazy sprawiały, że momentami lektura mnie męczyła. Może jest to cecha charakterystyczna tego autora, sama nie wiem. Miało to jednak dobrą stroną, ponieważ dawkowałam sobie lekturę przez dwa tygodnie, a czytanie jednej książki przez tak długi czas to dla mnie przyjemna nowość. Pewnie dam drugą szansę autorowi, ale może za kilka miesięcy.

Chcę powtórzyć, że książka ma oczywiście zalety. Satyryczny obraz francuskiego społeczeństwa, a szczególnie ludzi z terenów wiejskich, jest świetny. Jest też trochę humoru związanego z psującym się bojlerem i zachowaniem izolującego się, samotnego, wiecznie pijanego Houellebecqa. Ale to tylko na początku, potem atmosfera siada. I siedzi. I nawet Houellebecq przestaje pić i kupuje sobie psa.

Polecam tym, którzy nawet po przeczytaniu książki takiej, co to ani ziębi ani grzeje nie żałują spędzonego z nią czasu.

Pozdrawiam,

Kura Mania.

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.

2 komentarze:

  1. Ja jednak wolę książki, które dają więcej emocji.
    Możesz powiedzieć "Jak to, przecież często czytasz książki, które są przewidywalne do bólu" - tak, ale dają mi przyjemność czytania.
    Tutaj chyba nie czułabym nic.
    Ty chyba zresztą też nie należysz do osób, którym nie przeszkadza fakt, że książka "ani nie ziębi, ani grzeje", tylko bardzo dyplomatycznie przedstawiłaś książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiadomo, ze są książki, których zakończenie możesz przewidzieć, a i tak dają dużo radości, np. Cecelia Ahern jest dla mnie taka. Ni ale w tym przypadku to witki opadają, troche mnie zraził do siebie pan Michel.

    OdpowiedzUsuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!