‘I have been ill for years,’ she said tartly. ‘Inside,
somewhere. Inside. Not ill, you understand.
Everything wrong, somewhere.’
Mary wychowała się na afrykańskiej prowincji. Jej matka
zajmowała się domem, a ojciec pracował na kolei. Dziewczynka nienawidziła kolejnych małych,
biednych chatek, które z powodu licznych przeprowadzek zlały się w pamięci Mary
w jeden koszmar biedy i upokorzeń. Do tego ojciec, wiecznie pijany, wydający
pieniądze, które powinny zostać wydane na nią i na jej rodzeństwo na kolejne
butelki kupowane w lokalnym sklepie. I matka, wykradająca pijanemu mężowi z
kieszeni to co zostało z jego zarobków. Ciągłe awantury o pieniądze to prawie
jedyne co Mary pamięta z dzieciństwa. Kiedy zaczęła szkołę z internatem było to
dla niej jak zbawienie. Wyrwała się z domu do ludzi, do koleżanek. Dlatego
kiedy szkoła się skończyła postanowiła znaleźć pracę w mieście. Została
sekretarką. Spędzała dnie w pracy, którą lubiła, a popołudnia i wieczory na
wyjściach do kina, kolacjach w restauracjach i przeróżnych zabawach. Zawsze
miała jakiegoś sympatycznego towarzysza, który traktował ja jak równą
koleżankę. Mieszkała w klubie dla młodych kobiet, gdzie dzieliła pokój z inną
samotną dziewczyną. Wszyscy w mieście ją znali i lubili. Tak mijały lata. Mary
nie zauważyła kiedy skończyła trzydziestkę. Próbowała o tym nie myśleć – dalej
się beztrosko bawiła, ubierała jak dziewczynka i nie myślała o przyszłości.
Dopiero jedna podsłuchana przypadkowo rozmowa uświadomiła jej co myślą o niej
znajomi. Lekko podśmiewali się z jej infantylnych sukienek, lekkiego stylu
życia, podsumowując, że nigdy nie wyjdzie za mąż, bo Mary nie jest taka.
Uderzyło to kobietę w tak mocny sposób, że już nigdy po tej rozmowie nie była
dawną sobą. Zaczęła podświadomie szukać męża, ale wszelkie męsko-damskie
kontakty brzydziły ją. Męczyła się w piekle niezdecydowania i upokorzenia. Aż
pojawił się Dick. Ubogi rodezyjski farmer, który zapragnął się ożenić. Zobaczył
Mary w kinie i od tej chwili nie był w stanie przestać o niej myśleć. Mary z
ulgą przyjęła obecność Dicka. Widać było, że ją uwielbia, a ona wreszcie
mogłaby zamknąć buzie ludziom i pokazać, że właśnie jest taka, że nadaje się na
żonę. Mgliste wyobrażenia o życiu na farmie zostały bardzo szybko
skonfrontowane z bezlitosną rzeczywistością. Farma Dicka składała się kilku
poletek, na których uprawiał on kilka różnych roślin. Domek składał się z dwóch
izb przedzielonych zasłona, kuchni i mało używanej łazienki. Nie było sufitu, a
jedynie blaszany dach rozgrzewający się do białości. Kilka sztuk mebli
dopełniały szafki zrobione ze skrzynek i kartonów. Wszystko to było ubogie i brzydkie,
żywcem przeniesione z dzieciństwa Mary. Początkowo kobieta starała się nadać
domkowi charakteru i piękna. Ze swoich niewielkich oszczędności nakupiła
materiałów, kilka bibelotów, szyła i haftowała na potęgę, żeby tylko czymś się
zająć. Nawet wybieliła ściany, sama, bez żadnej pomocy.
http://www.rhodesia.me.uk/GoldenDawn.htm |
W pewnym jednak
momencie beznadziejność życia na ubogiej farmie dopadła ją. Jedynym zajęciem
Mary, które sprawiało, że odżywała było ciągle besztanie, poprawianie i
psychiczne znęcanie się nad kolejnymi czarnoskórymi homeboys, najętymi do pomocy w domu. Rozeszła się wieść, że Mary nie
potrafi odpowiednio traktować swoich służących. Wynajdowała im prace bez sensu
i twardo egzekwowała swoje rozkazy. W zapamiętaniu zapominała o tym, że nawet czarny
homeboy musi jeść. A Dick? Uganiając
się za kolejnymi mrzonkami, pomysłami bez sensu dotyczącymi kolejnych upraw,
hodowli pszczół, itp. ciągle tracił pieniądze. Nie było ich na urządzenie domu,
nie było na porządne sufity, które pozwoliłyby na wytrzymanie niesamowitego
upału panującego w porze suchej. Porażka za porażką, to było życie Dicka. I
ciągła myśl, że może w następnym sezonie się poszczęści, że może spłacą część
długów, że może pojadą na wakacje. Mary jednak przestała wierzyć słowom Dicka
widząc jego wieczną bezradność i niechęć do bardziej skomplikowanych,
ekspansywnych upraw takich jak uprawa tytoniu. Kiedy farmer zachorował to Mary
wyrwawszy się z apatii zajęła się robotnikami. Była twardym i bezlitosnym
bossem – nie żartowała z Afrykanami jak Dick, nie dawała im chwili odpoczynku,
wszędzie nosiła ze sobą trzcinkę do bicia. Jej stosunek do rdzennych
mieszkańców Rodezji był miksem obrzydzenia, nienawiści i wszechogarniającego
lęku. Kiedy jeden z pracowników, Moses, zrobił sobie kilkuminutową, ona
uderzyła go trzcinką w twarz. Przez chwilę odczuwała straszny strach, że ten
wielki czarny Afrykańczyk również ją uderzy. Tak się jednak nie stało. Moses
wrócił do przerwanej pracy jak gdyby nic. Jakiś czas później kiedy Mary znów
została bez pomocy domowej, Dick, który stracił już do niej cierpliwość, dał jej
do pomocy Mosesa. Zapowiedział, że ma powstrzymać swoje fochy i zatrzymać
Mosesa. Od tej chwili nastał przedziwny okres w życiu Mary. Napięta atmosfera w
domu między Mary coraz bardziej popadającą w bierność i szaleństwo a Mosesem,
który mimo, że cicho i perfekcyjnie wykonywał swoje obowiązki, wzbudzał w Mary przeraźliwy
strach. Można powiedzieć, że trzymał ją w szachu nie wspominając o tamtym
uderzeniu. Co więcej, Mary zobaczyła w nim człowieka z czego nie zdawała sobie
sprawy, ale wzbudzało to w niej niepokój. Biali w tamtym czasie zwykli byli
widzieć w Afrykanach zwierzęta rolne traktowane niewolniczo i skromnie
wynagradzane. Moses zaś zadawał pytania i to w języku angielskim co było niedopuszczalne
i traktowane za ordynarne. Nie podobało mu się to, że obserwowała go podczas
jego prysznica, uznając, że należy mu się prywatność. Stupor Mary
połączony bojaźliwym lękiem wytworzyły mieszankę,
która doprowadziła ją do popadnięcia w obłęd i wytworzenia przedziwnej,
niezdrowej relacji między nią a Mosesem, która mogła zakończyć się tylko w
jeden, tragiczny sposób.
Książka zaczyna się śmiercią Mary. Wiemy więc jak skończy
się jej historia, ale autorka pokazuje nam co doprowadziło do tego tragicznego
wydarzenia. Widzimy jak nieszczęśliwe dzieciństwo Mary wpłynęło na jej dorosłe
życie. Brak miłości między rodzicami i ich wieczne kłótnie sprawiły, że z
własnej woli nigdy by nie zawarła małżeństwa, ponieważ nawet nie dopuszczała do
myśli takiej możliwości. Mary po prostu wypierała ze świadomości rzeczy, które były
dla niej nieprzyjemne – idea małżeństwa, seksualność, męskość utożsamianą ze
znienawidzonym ojcem.
Twarde życie na farmie uzewnętrzniło ukryte cechy kobiety
zmieniając ją z beztroskiej dziewczynki w nieprzystępną, złośliwą jędzę. Nagle
uświadomiła sobie, że nie żyje własnym życiem, a stała się własną matką,
niezadowoloną z życia i przygniecioną ciężarem biedy. Również nieudana ucieczka
Mary do miasta, z dala od Dicka i jego farmy, odarła ją z marzeń o powrocie do
pracy sekretarki, które hołubiła wiele lat. Dodatkowo kolejne porażki Dicka,
jego niemożność ogarnięcia farmy i życia, sprawiły, że Mary w pewien dziwny,
chory sposób przestała zauważać życie na farmie.
Kolejna przemiana Mary pod wpływem obecności Mosesa w osobę
żyjąca w sferze marzeń, mówiąca do siebie i popadająca w bierność na długie
godziny napawała mnie niepokojem. Atmosfera zrobiła się gęsta, nieprzyjemna,
mroczna. Zamknięta w swoim szaleństwie prowadziła fikcyjne życie coraz bardziej
oddalone od rzeczywistości.
Czy gdyby Mary pogodziła się z życiem na farmie i nie
przejmując się własną dumą uczestniczyła w życiu społecznym od którego się
zdecydowanie odcięła, skończyłaby inaczej? Może. Jednak sam charakter Mary,
który nie pozwalał na głębsze związki, a dzięki któremu ona po prostu nie
zauważała tego co jej się nie podoba lub co jest złe, nie dawał nadziei na wdrożenie
się do życia na farmie. Mary nie była wstanie przewidzieć swojej przyszłości na
farmie stawiając sobie za cel małżeństwo, a życie po ślubie było jedynie
mglistym wyobrażeniem. Całe jej życie było porażką – jej życie motyla, które
nie zaowocowało nawiązaniem żadnej głębokiej przyjaźni, jej małżeństwo z
człowiekiem, którego nie kochała i którego nawet nie znała, jej życie na
farmie, której nienawidziła. Utożsamiała je ze swoim biednym życiem w ciągłych
przeprowadzkach w czasie dzieciństwa, a Dicka z pijanym, śmierdzącym ojcem.
Seksualność dla Mary była czymś obrzydliwym, ponieważ kojarzyła ją z ojcem. Żyjąc
z Dickiem prawie wcale nie miała z nim nie tylko żadnych kontaktów seksualnych,
ale tez nie było między nimi żadnego okazywania uczuć poprzez przytulenie lub
zwykły dotyk. Mary w pewien sposób zatrzymała się na etapie dziecka,
skrzywdzonej dziewczynki, która kochając matkę, zawsze stawała po jej stronie
utożsamiając swoje nieszczęśliwie życie z figurą ojca. Ojciec to zło, a więc
Dick, jako mężczyzna, jest tez tym, które to zło sprowadził do jej życia.
Nie zamierzałam skupiać się na relacjach między białymi
osadnikami a czarnymi mieszkańcami, bo to temat rzeka, ale najbardziej ruszył
mnie fragment o tym, że osadnicy najbardziej bali się zobaczyć w czarnym
drugiego człowieka. To właśnie zobaczyła w Mosesie, wychowanym w chrześcijańskiej
misji, który nie tylko mówił po angielsku, ale również interesował się sprawami
o których Mary nie miała pojęcia. Zobaczyła, że Moses to człowiek, który ma prawo
do prywatności, własnego życia i którego uderzając go skrzywdziła
niesprawiedliwie.
Acha, jednym z tematów książki jest bieda. Wiem jak wpływa
na człowieka, jak zamienia nawet najbardziej chętną, aktywną osobę w bierną i
nieszczęśliwą. I jak takie życzeniowe myślenie, że w przyszłym roku będzie
lepiej lub „jak będę miała pieniądze to..” może ciągnąć się przez lata.
Straszne jest przyznanie, że już nic się nie zmieni i już zawsze będzie tak jak
teraz. Oto jest moja nowa rzeczywistość – bez perspektyw, bez pieniędzy i bez
marzeń. A bez marzeń nie ma po co żyć.
Przerażająca książka, do której ciągle wracam w myślach. Rzeczowy
styl, proste słowa i nieprzeładowane zdania sprawiają, że prawda w niej zawarta
uderza z jeszcze większą mocą. Pomimo ciężkiego tematu książkę czyta się bardzo łatwo i szybko.
To moje pierwsze spotkanie z Doris Lessing, ale
na pewno gdy tylko natkną się na inne książki tej noblistki chętnie po nie
sięgnę.
Polecam wszystkim miłośnikom studium szaleństwa,
niewyobrażalnego żaru i skomplikowanych relacji międzyludzkich oraz tym,
których cykanie cykad doprowadza do obłędu.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.
Nie czytałam jeszcze żadnej książki autorki, ale w recenzjach spotykam same dobre opinie, ich autorzy często piszą, że książki dają do myślenia i nie pozwalają tak łatwo o sobie zapomnieć.
OdpowiedzUsuńTak właśnie jest, a dodatkowo pomimo poruszania trudnych tematów język i styl jaka jest napisana jest bardzo przystępny, wiec czyta się latwo, a zostaje z człowiekiem na długo.
OdpowiedzUsuń