Kiedy Agatha Raisin, domorosła pani detektyw i eks-rekin
PR-owego biznesu, wraca z wakacji spędzonych m.in. w Nowym Jorku i na
Bermudach, doznaje wstrząsu. Okazuje się, że w Carsely jest nowa mieszkanka,
Mary Fortune, nie dość, że szczupła i piękna to świetnie gotuje i zna się na
ogrodzie. Okazuje się, że to właśnie tą ostatnią pasję (i nie tylko ją) dzieli
wraz z Jamesem Lacey, który jest sąsiadem Agathy jak i obiektem jej
nieustannych westchnień. Zrozpaczona Agatha uświadamia sobie, że nigdy nie
dorówna pięknej Mary w byciu perfekcyjna panią domu i atrakcyjną kobietą. Co
więcej Mary nie dość, że podbiła serce Jamesa to i wydaje się, że została
ulubienicą całej wioski. Postanawiając choć trochę dorównać pani Fortune Agatha
zaczyna interesować się ogrodnictwem. Z zapałem sieje przeróżne rośliny i
dokupuje małe sadzonki, które sadzi w
szklarni i nawet udaje się na spotkanie miejscowego towarzystwa ogrodniczego
(gdzie oczywiście furorę robią wypieki Mary). Wszystko po to, żeby w dzień zwiedzania
ogrodów w Carsely przepiękną roślinnością zawrócić w głowie Jamesa. Niestety,
nie chcąc słuchać rady Mary co do najlepszej pory na przesadzanie sadzonek do
gruntu, w wyniku ataku mrozu traci
wszystkie rośliny. W tym samym czasie nieznani sprawcy niszczą ogrody
mieszkańców wioski, a nawet trują rybki jednego z jej mieszkańców. Nie to
jednak sprawia, że w Agacie odżyw detektywistyczny zew. Kiedy z Jamesem udają
się w odwiedziny do Mary Fortune znajdują ją w jej własnej szklarni, martwą i
podwieszoną za nogi z głową w donicy. Bestialska zbrodnia zszokowała
wszystkich. Agatha jednak postanawia rozwiązać zagadkę i znaleźć mordercę Mary
Fortune, którą wbrew jej romansowi z Jamesem i złośliwych szpileczek, które
wbijała jakby mimochodem polubiła. Amatorskie śledztwo ujawnia, że Mary nie
była tak słodka i miła za jaką chciała uchodzić, jak również okazało się, że
nie była ulubienicą wioski. Wystarczy powiedzieć, że pani Bloxby, pastorowa,
która lubi wszystkich i we wszystkich widzi dobro, nie polubiła Mary wyczuwając
w niej fałsz już od pierwszego spotkania. Agatha wspólnie z Jamesem prowadzi śledztwo, a jego
rozwiązania zaskoczy wszystkich.
Czytając trzeci tom przygód niezrównanej pani Raisin chciało
mi się zakrzyknąć „O, Agatho, Agatho!” i to nie raz. Naprawdę czasem w głowie
mi się nie mieści jak bardzo niedojrzałe jest zachowanie Agathy, która bądź co
bądź lata swoje ma. Przykład? Proszę bardzo – kiedy mróz niszczy roślinki
Agathy ta zamiast przyznać się do popełnionego błędu i nie ukrywać porażki
zaczyna szukać innego wyjścia. Przystaje na propozycję dawnego współpracownika,
który w zamian za zwerbowanie Agathy do londyńskiej agencji PR stawia dokoła
jej ogrodu wysoki płot, a w nocy przed otwarciem ogrodów dla zwiedzających
przysyła ekipę ze szkółki, która dostarcza do ogrodu już pięknie wyrośnięte,
dorodne okazy. I po co to wszystko, chciałoby się zapytać? Smutne jest to
dążenie Agathy za wszelką cenę do tego, aby mieszkańcy Carsely polubili ją. Nie
mówiąc już o tym, że to agresywne zachowanie nie dodaje jej uroku w oczach
Jamesa. A najgorsze jest to, że nie widzi sympatii, która obdarowali ją
mieszkańcy wioski i tego, że naprawdę lepiej jest być szczerym w myśl starego
przysłowia „kłamstwo ma krótkie nogi”.
Zastanawia mnie też dlaczego James jest aż tak atrakcyjny
dla Agathy. Ona, przebojowa i bezwzględnie bezpośrednia, i on, nudny jak flaki
z olejem i sztywny. Nie ma w nim nic co by mogło minie do niego przekonać i
naprawdę nie widzę co w nim żadnych szczególnych zalet. No chyba, że jego
największym plusem jest to, że jest „nowy” w wiosce jak Agatha, no i jest
kawalerem. No szał.
Cóż więcej mogę napisać o Agacie? Jest to już moje kolejne
spotkanie z tą dynamiczną „pięćdziesiątką”, która nie owija w bawełnę, a jej
złośliwość jest wprost proporcjonalna do jej agresywnego charakteru. Traktuję
ją jak starą znajoma, która wciąż i wciąż popełnia te same błędy, nad którymi
pozostaje mi tylko wzdychać.
W dalszym ciągu podoba mi się Carsley. Zawsze chciałam
zamieszkać na angielskiej prowincji, ale obraz wioski przedstawiony w tej serii
nie do końca mnie do tego zachęca. Carsley to zamknięta społeczność. Każdy kto
nie mieszka tam od urodzenia jest „nowym”. Mimo sympatii, która mieszkańcy
wioski darzą Agathę i Jamesa to już zawsze będą oni przyjezdnymi. Możemy być
pewni, że każde nasze zachowanie będzie dyskutowane, a plotki szeptane po
kątach, przy herbacie i ciasteczku bywają złośliwe i szkodliwe. Z drugiej
jednak strony nie powinno mnie to dziwić – sama wychowałam się w „nowoczesnej”
wsi, gdzie gospodarstwa zostały zastąpione
domkami jednorodzinnymi, ale zasada „każdy wie wszystko o każdym” pozostała.
Podsumowując, w nierównej serii o Agacie Raisin ten akurat
tom jest nie dość, ze bardzo dobrze napisany to realistyczny i zabawny. Oby tak
dalej! Zresztą tak już „wpadłam” w książki M.C.Beaton, że chyba przestałam być
obiektywna.
Polecam wszystkim fanom ogrodnictwa, sztywnych kawalerów w
średnim wieku oraz tym, którzy za wszelką cenę chcą pokazać się z jak
najlepszej strony.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!