czwartek, 3 lipca 2014

Plany na lipiec, czyli wielkie rereadingowanie! (4)


Tak, tak, teraz już nie czytamy ponownie lub po prostu „drugi raz”. Teraz, gdy sięgasz po raz kolejny po tę samą książkę odbywa się rereading. To już fenomen. Są na ten temat artykuły, książki, dyskusje. Roztrząsane są powody dla których wracamy do książek oraz kwestionowany jest sam sens czytania po raz drugi tych samych lektur. Jak dla mnie jest to burza w szklance wody spowodowana pewną modą, ale jest to dosyć sympatyczne, bo nie ma to jak roztrząsanie kwestii dotyczących książek/czytania.

Niektórzy decydują się na drastyczną decyzję i czytają jedynie te książki, które już znają odkrywając je na nowo. Inni przeznaczają jakiś procent swojego czasu na powrót do ulubionych lektur, ale w dalszym ciągu stawiają głównie na nowe rzeczy. Ja postanowiłam, że w tym roku lipiec zostanie moim miesiącem książkowych powrotów. Już wiele lat nie wracałam do swoich ulubionych książek, bo zawsze mam niedoczas, a nowych książek przybywa. Teraz jednak zaczęło mi się cknić. Wszystkie moje książki do czasu zakończenia licencjatu są u moich rodziców, a ja sama mieszkam poza Polską, więc nie mam do nich dostępu. Transport takich ciężarów nie wchodzi w rachubę, bo nie dość, że zbankrutowałabym przeprowadzając taką akcję to na dodatek często się przeprowadzam i już tutaj, w Anglii, zgromadziłam sporą kolekcję, którą muszę tachać ze sobą. Dobrze, nie muszę, ale chcę. Tak więc czasem wpadam w sentymentalny nastrój i myślę o książkach przeczytanych w przeszłości. W lipcu lecę do rodziców na całe cztery tygodnie dlatego postanowiłam wrócić do niektórych moich prywatnych klasyków.

Na pewno przeczytam książkę, która należała do moich najulubieńszych w dzieciństwie i czytanych na okrągło, czyli do „Małej księżniczki” F.H.Burnett. Och, jak bardzo jej współczułam kiedy mieszkała w biednej izdebce na poddaszu! Jak zazdrościłam jej talentu opowiadania historii! Przepiękna książka. Kolejnym bestsellerem dzieciństwa była niezwykła, czarodziejka „Najwyższa góra” Mieczysławy Buczkówny. Odziedziczona po rodzicach i zaczytana strasznie. Na pewno wrócę do „Dzieci z Bullerbyn”, które, wstyd przyznać, są jedyną książką Astrid Lindgren, którą przeczytałam. Ostatnią pozycją będzie albo „Zew krwi” Jacka Londona albo „Bari, syn Szarej Wilczycy” J.O.Curwooda (albo również tego autora „Włóczęgi północy”. Swego czasu przez kilka lat moją wyobraźnią rządziła Kanada, traperzy i wilki. Następnie przejdę do okresu nastolęctwa, czyli do dwóch autorów, którzy (mogę to powiedzieć ze stuprocentową pewnością) stworzyli mnie jeśli chodzi o gust książkowy jak i o pewien sposób postrzegania myślenia (romantycznie! Romantycznie! Ale zło się czai wszędzie, nawet w odpływie umywalki). Jest to L. M. Montgomery, której przeczytam „Janę z Wzgórza Latarni” i jeśli zdążę to trylogię o Emilce ze Srebrnego Nowiu. Drugim pisarzem jest  Stephen King, którego przeczytam coś, ale nie wiem jeszcze co. Za dużo pozycji do wyboru. Dwa jakże różne nazwiska i jakże różne gatunki zapanowały nad moim plastycznym umysłem na dobre kilka lat od mniej więcej 12 roku życia. Następnie biorę się za Harry Pottera. Przeczytam tyle tomów ile zdążę. Nie jest to jedna z najważniejszych dla mnie lektur, ale dorastałam razem z Harrym i mam do niego sentyment. Ze sobą do Anglii wezmę na pewno opowiadania Lovecrafta, Poego i Murakamiego, bo pewnie nie zdążę ich przeczytać w Polsce. Niestety, nie starczy mi również czasu na powrotu do ukochanych książek z okresu studiów, ale może to za rok?

To na razie tyle jeśli chodzi o planowanie. Czy zdążę ze wszystkim? Może. Czy przeczytam z 5 innych książek, które wejdą mi w moją rereadingową kolejkę? Oczywiście. Czy nakupię ogromny stos książek, które nie będą mi się mieścić w walizce i będę musiała wysyłać dodatkową paczkę do Anglii?  Na bank. 

Jakże ciężkie jest życie osoby uzależnionej od czytania.

Pozdrawiam,

Kura Mania



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!