Zygmunt Maciejewski siedzi w więzieniu na Zamku. I zapomina.
Zapomina informacje na temat przedwojennych bandziorów, podejrzanych typów,
zwykłych kieszonkowców. Zapomina twarze. Zapomina co to wolność i wolna wola.
Zapomina, że życie bywa dobre. Albo chociaż znośne. Pamięta jednak o tym co
najważniejsze – o swojej żonie, Róży, i synku, Olku. Pamięta o swoim byłym
podwładnym, Witoldzie Fałniewiczu. Pamięta również o tym, żeby się nie
zeszmacić do końca. Cóż jednak robić jak ubecja ciśnie, składa propozycje. Przecież
to teraz nowa władza. Może ochronić rodzinę Maciejewskiego i jest w stanie
wyciągnąć z więźnia Fałniewicza. Tak więc Zyga zgadza się na współpracę z
majorem Grabarzem. Dostaje pseudonim „Bokser”.
Początkowo ma rozwikłać sprawę zabicia pewnego Żyda i tego kto mógł na
tej śmierci zyskać. Okazuje się jednak, że śmierć Wasertregera to jedynie wierzchołek
góry lodowej. Zadaniem Zygi staje się rozpracowanie nastrojów społecznych i
zapobieżenie pogromowi w Lublinie, takiemu jaki dokonał się wcześniej w
Krakowie. Wszystko staje się jeszcze bardziej skomplikowane, o okazuje się, że jest
ktoś pracujący w SB lub znajdujący się w kręgu władzy kto macza palce w sprawie
żydowskiej i czerpie z niej korzyści. Przy dopiero kształtujących się organach
bezpieczeństwa nowej, powojennej Polski, Zyga trafia w sam środek walki o
władzę, w której hierarchia zmienia się równie szybko jak szybko produkowane są
propagandowe ulotki antyżydowskie.
Lublin lat powojennych nie jest tym znanym Zydze przed wojną.
Okazuje się, że dawny spec od miejskiego półświatka musi na nowo uczyć się
reguł panujących w mieście. Traktowany jest po trosze jako irytująca
zawalidroga, a po trosze jak relikt przeszłości. Dopiero jego nieustępliwe
śledztwo, wścibstwo oraz zaburzanie ustalonych już reguł w nowym przestępczym
świecie sprawiają, że zwraca na siebie uwagę tych, którzy teraz rządza Lublinem
czy to oficjalnie czy wręcz przeciwnie.
Dodatkowo nowe władze działają tak brutalnie i agresywnie jak kiedyś
przestępcy, ale ich bandyckie zachowania nie dość, że są legalne to jeszcze
powszechnie akceptowalne. Co więcej, również mieszkańcy Lublina się zmienili.
Nie ma już wieczornego życia na ulicach, sąsiedzkich pogaduszek, śmiechu i
zabaw dzieci. Teraz mieszkańcy Lublina są cisi, zestresowani, nie dbają o
wygląd, a wieczorami zamykają się w domach nie z obawy przed bandytami, a przed
bandycką władzą i donosami sąsiadów. Nie tak wyobrażano sobie nową, wolną
Polskę.
Maciejewski jednak brnie w swoim śledztwie nieustępliwie
chwytając się nikłej nadziei na wyrwanie z Zamku eks-tajniaka Fałniewicza jak i
myśląc o odzyskaniu żony i dziecka. To ta nadzieja sprawiła, że nie tylko
pomógł Grabarzowi, ale również milicji, która nie potrafiła rozwikłać zagadki
seryjnych morderstw.
Jestem wielką fanką Zygi Maciejewskiego. Naprawdę. Pomimo
tego, że nie budzi on we mnie sympatii swoją „radosną” osobowością to lubię to
postać za to, że robi to co słuszne, niezależnie od tego czy oznacza to
współpracę z Polakami, hitlerowcami czy ubecją. Zawsze to jego postać uważałam
za główną w każdej z powieści Wrońskiego z tej serii. Jeśli jednak chodzi o
„Pogrom w przyszły wtorek” to najmocniejszą strona tej książki jest obraz
Lulina w pierwszych miesiącach po „wyzwoleniu” gdzie panuje powszechne
rozczarowanie i ciężka, przygnębiająca atmosfera. Nigdy nie zastanawiałam się
jak właściwie toczyło się życie w tamtym okresie. Jesień roku 1945 wcale nie
okazała się szczęśliwą. Nie znajdziemy w tej książce opisów pozytywnych,
radosnych ludzi, którzy wreszcie mogą być wolnymi w ich nowej Polsce. Jest to
Polska zeszmacona, zniszczona, w której brak tlenu. Szarzy ludzie na szarych
ulicach prowadza szare życie. Wszechogarniająca beznadzieja wypełza z każdej
strony. Nawet powojenny półświatek jest jakiś bardziej zły, agresywny i
bezlitosny. Nie wiadomo kto jest przyjacielem a kto wrogiem. Jednak Zydze
dzięki bogatemu doświadczeniu zdobytemu na ulicach przedwojennego Lulina udaje
się pozostać na powierzchni i wybadać teren.
Nie ma w tej książce zbyt wielu pozytywnych postaci. Ludzie postawieni
przed moralnymi dylematami bez zastanowienia rezygnują ze swoich zasad
wybierają c mniejsze zło. Tak jak w przypadku Róży, która aby zapewnić swojemu
synkowi godne życie rozpoczyna związek z sekretarzem Walakiem. Chyba najbardziej
pozytywnie odebrałam postać emeryta- włamywacza Myszkowskiego, który po starej
„znajomości” pomaga Maciejewskiemu w otwarciu pewnych drzwi. Pięknie pokazane
jest jak pojęcie honoru łączy przedwojennego jakby nie patrzeć przestępcę i
eks-policjanta.
Osobną sprawą jest pokazany w historii antysemityzm. Istniał
on chyba od zawsze, tak jak od zawsze Żydzi prowadzili swoje interesy w Polsce,
ale teraz zostaje on wykorzystany przez nową władzę. I to wykorzystany tak,
żeby było lepiej dla tych, którzy siedzą na stołkach u góry. Dlatego nie
powinno dziwić, że pomimo początkowej sympatii skierowanej ku propagatorom
antysemityzmu w miarę rozwoju akcji i przesuwania sił w inną stronę zostaje on
potępiony. Nie oszukujmy się, nie chodzi tu o jakąś wymyśloną ideologię jak w przypadku
hitlerowskich Niemiec, a o to na czym
można więcej ugrać – na antysemityzmie czy raczej na jego potępieniu. Jak
zwykle władza nie widzi Żyda-człowieka, a jedynie kartę przetargową w zdobyciu
większych wpływów.
Powieść ta początkowo jedynie przygnębiła mnie. Potem jednak
w miarę czytania wzbudziła we mnie irytację, a na końcu złość. Na kogo? Na
tych, przez których Polska i Polacy byli tak przygnębieni. Nie chodzi mi tu o
nową, komunistyczną władzę czy ogólnie o Rosjan tamtego czasu, ale o wszystkich
ludzi, którzy zamiast tego, żeby dążyć do nowej Polski, myśleli jedynie o tym
jak na niej zarobić. Na tych, którzy dzierżyli wtedy władzę ale też na zwykłych
ludzi, którzy zamiast pomóc drugiemu spreparowali na niego zgrabny donosik.
Świetna pozycja. Zyga jak zwykle w (nie)formie. Ale posprzątać
w domu to mógłby.
Polecam wszystkim fanom Maciejewskiego, retro-kryminałów jak
i wielbicielom ciętego języka i ironicznego humoru.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.
Chyba bym się męczyła przy tej książce :(
OdpowiedzUsuńW tym tkwi siła Wrońskiego, ze pisze o brzydkich sprawach we wspaniały, lecz dosadny sposób. Pomimo przygnebiajacego tonu powieści czyta się ja bardzo szybko i bez problemów. Naprawdę polecam spróbować choć kawałeczek, tak przy jesiennej pogodzie. A nuż się spodoba? ;)
Usuń