I znów jesteśmy w Edynburgu z jego zmienną pogodą i szpiczastą
architekturą. Tym razem Isabel Dalhousie, czterdziestoletnia filozofka, mama
dwuletniego Charliego i narzeczona kontrabasisty Jamiego, pomaga rozwiązać
zagadkę przeszłości swojej nowo poznanej koleżance po fachu, Jane. Brzmi
dramatycznie? Nic z tych rzeczy! Jane jako małe dziecko została zaadoptowana i
wysłana do Australii. Dowiedziała się kim była jej matka, ale teraz, korzystając
ze pobytu w Szkocji postanawia znaleźć swojego
ojca. Isabel pomaga jej w tym wikłając się w różnorakie moralne dylematy. Oprócz
tego musi stawić czoła codziennym problemom takim jak przeklinanie jej synka
czy redakcja swojego filozoficznego pisma.
‘The
Forgotten Affairs of Youth’ to ósma część serii The Sunday Philosophy Club. Nie
dane było mi poznać wcześniejszych części, ale na szczęście okazało się każdą z
nich można czytać oddzielnie. Historia poszukiwań ojca przez Jane nie dominuje
w książce. Ważniejsze jest przedstawienie charakterów osób występujących w powieści.
Dla mnie, Isabel, jest za dobra. Krystalicznie dobra. Jeżeli każdy filozof taki
jest to niechaj wszyscy studiują filozofię! Isabel jest aż do bólu moralna. Sama
myśl o tym, że swoim postępowaniem mogła wzbudzić podejrzenia co do swojej prawdomówności
tak ja zawstydza, że woli dokładniej wytłumaczyć swoje zachowanie. O wiele
bardziej ludzka jest jej gospodyni Grace, która ma swoje zdanie na każdy temat,
nie dopuszcza myśli o tym, że może się mylić i zainteresowana jest głęboko spirytualizmem.
Podobał mi się również smaczek w postaci
niezwykłego u dwulatka zainteresowania Charliego oliwkami i sardynkami. (Choć
znam pewną małą dziewczynkę, która mając troszkę ponad rok wcina musztardę rosyjska
i pleśniowy ser). Najmocniejszą i zarazem najsłabsza strona tej książki są przemyślenia
filozofki – wahające się od moralności zwierząt poprzez sprawę silnych męskich
nóg, wewnętrznej ryby aż do miłości. Ich różnorodność i komizm naprawdę dodają
całej historii smaku. Niestety, czasem były nieco zbyt rozwlekłe i to po prostu
nudziło. Podsumowując jest to dobrze napisana, niewymagająca książka z która warto
spędzić kilka godzin. Nie przywiązałam się jednak do żadnej z postaci, ani
żadnej w jakiś szczególny sposób nie polubiłam.
PS.: Myślę, że jest cos takiego jak fenomen Alexandra McCall
Smitha. Wszystkie jego książki jakie czytałam opowiadają o zwykłym życiu,
codziennych sytuacjach i ludziach, których może znać każdy z nas. Niby nic
szczególnego, ale maja taki czar w sobie, że czytam każdą, która wpada mi w
ręce. Czym to wytłumaczyć?
Takie zwykłe historie po prostu mają w sobie magie i już. A jeśli są dobrze napisane, to przyciągają jak magnes.
OdpowiedzUsuńA ten akurat autor ma niezwykłą umiejętność pisania takich właśnie historii.
Usuń