czwartek, 25 września 2014

‘Espresso Tales’ Alexander McCall Smith






‘Espresso Tales’ to drugi tom serii o mieszkańcach 44 Scotland Street ukazujący się pierwotnie w odcinkach. Nie trzeba jednak czytać tomu pierwszego, aby zorientować się w akcji powieści. Ci jednak, którzy go przeczytali  z przyjemnością wrócą do poznanych wcześniej bohaterów zamieszkałych w edynburskiej kamienicy na Scotland Street pod numerem 44.

Pat, po swoim przedłużonym gap year, postanawia zacząć studia. Ciągle dzieli mieszkanie z narcystycznym Brucem, ale zauroczenie nim całkowicie jej minęło. I to tak definitywnie, że nie omieszka powiedzieć mu kilku słów prawdy. I to kilka razy. W dalszym ciągu pracuje u Matthew w galerii, która to praca bardzo jej odpowiada. Na horyzoncie, dzięki niezbyt taktownemu działaniu Domenicy, pojawia się przystojny student. Składa on jej pewną propozycję, której niecodzienności intryguje zarówno Pat jak i Domenicę. 

Domenica zaś nudzi się. Owszem, lubi swoje życie i swoich przyjaciół, ale jako rasowego antropologa ciągnie ją ku podróżom i kolejnym przygodom. Pod koniec książki decyduje się na kolejną wyprawę. Tym razem taką, która wydaje się bardzo niebezpieczna, a do której natchnienie znalazła w księgarni.

Co do Bruce’a… Dalej jest fanem żelu do włosów o zapachu goździków, a jego zaburzone postrzeganie świata jedynie przez pryzmat swojej jakże „cudownej” osoby nie zmieniło się. Nawet po utracie pracy w nieruchomościach jego pewność siebie nie odnosi żadnego uszczerbku. Uznając, że praca dealera win bardziej pasuje do jego światowego wizerunku wchodzi w spółkę ze swoim dawnym kolegą. Czy odniesie kolejny sukces?

Poznajemy bliżej życie Ramseya Dunbartona, który to postanowił napisać wspomnienia i szczodrze dzieli się ich fragmentami zarówno z czytelnikami, jak i ze swoja żoną, która chyba nie docenia ich wagi przysypiając co chwila na fotelu w trakcie odczytywania notatek przez męża.

Mały Bertie w dalszym ciągu pobiera lekcje włoskiego i gry na saksofonie, jak i chodzi na terapię do dr Fairbairna, który to coraz bardziej wydaje się chłopcu szalony i niebezpieczny. Jednak jego życie nabiera kolorów, ponieważ mąż Irene, Stuart, bierze sprawy w swoje ręce i zaczyna wtrącać się w wychowywanie syna co wychodzi Bertiemu na dobre.

W życiu Mathew nie ma żadnych większych zmian. Ku zdziwieniu wszystkich odniósł sukces w prowadzeniu galerii i nie tylko nie stracił, a również sporo zarobił. Niestety nie dane jest mu cieszyć się z tego sukcesu, ponieważ jego ojciec zakochał się w Janis prowadzącą kwiaciarnię. Mathew uznał, że sporo młodsza od jego ojca kobieta (i biedniejsza) tak naprawdę nie żywi żadnych głębszych uczuć do milionera, a jest z nim tylko dla jego pieniędzy (11 milionów!).

Z przyjemnością przeczytałam ‘Espresso Tales’. Sympatycznie było wrócić do znanych już mi bohaterów. Znów miałam ochotę potrząsnąć Brucem, którego narcyzm i zbytnia pewność siebie doprowadzała mnie do wrzenia. Nie mówiąc już o Irene, którą najchętniej zamknęłabym razem z dr Fairbairnem, żeby dali spokój małemu Bertiemu. W ogóle chłopiec jest moja ulubiona postacią tej serii. W tej części ujawnia się jego odwaga i determinacja w postanowieniu zmiany swojej beznadziejnej sytuacji. Z drugiej jednak strony, przygnębia mnie to w jak przedmiotowy sposób traktuje go jego matka. Zapominając o potrzebie okazywania uczuć dziecku realizuje punkt po punkcie swój „projekt Bertie”. Ja również chciałabym, żeby moje dziecko mówiło w obcym języku i posiadało różnorakie umiejętności, ale nigdy za cenę utraty wolności i braku radości z dzieciństwa. Najbardziej dotknęło mnie to jak Bertie odliczał czas do uzyskania pełnoletniości – to „tylko” 12 lat życia z matką. Straszne. 

Brdzo fajne było to jak zdystansowany Mathew zamartwiał się o ojca. Do samego końca nie byłam pewna czy ma racje co do Janis. Z jednej strony to podejrzane, że starszy mężczyzna znajduje miłość, zaraz po artykule w gazecie mówiącym o tym jak wielki jest jego majątek. Z drugiej zaś strony dorosłe dzieci mogą być przecież zazdrosne o swoich rodziców, nawet mimo tego, że mają już swoje własne życie. 

Perypetie reszty bohaterów nie są aż tak mocno zarysowane. Są to raczej jakieś krótkie spotkania, krótkie anegdotki bardziej niż prawdziwa akcja, które jednak budują lekką i zabawną atmosferę powieści. Jedynym minusem są rozdziały poświęcone Dunbartonowi – bardzo mnie znudziły. Po za tym, są tak oderwane od fabuły powieści, że równie dobrze mogłoby ich nie być.

Charakterystyczna cechą powieści tego autora jest użycie pięknego języka. Ładnie skomponowane zdania, długie wyrazy, sprawiają, że język powieści jest elegancki i jakby „dobrze wychowany”. Może i tak mówią wszyscy w Edynburgu (w co wątpię), ale na angielskich ulicach słyszę zupełnie inny rodzaj języka. Nie mówię tu o wulgaryzmach, ale niektóre ze słów użytych w książce są zupełnie nieadekwatne do tego kto je wymawiał. Czy młoda dziewczyna, nawet superdobrze wychowana, tak jak Pat mówiłaby  aż tak elegancko? Nie sądzę. To kolejny  minus powieści, ponieważ prawie wszyscy mówią w ten sam sposób. Obojętnie czy to Bruce, czy mały Bertie, czy może Angus Lordie, każdy artykułuje przepięknie złożone zdania. Jedynie ludzie z półświatka poznani przez Bertiego i Stuarta w trakcie ich podróży mającej na celu znalezienie samochodu mówią „prawdziwym” językiem, z użyciem slangu. No ale oni nie są z Edynburga. 

Pomimo pewnych drobnych wad książkę czyta się łatwo i bardzo przyjemnie. Szybko zanurzyłam się w świat wykreowany przez McCalla Smitha i mimo tego, że jest trochę oderwany od rzeczywistości, bardzo chętnie zostałabym w nim dłużej. Sięgając po książkę napisaną przez Alexandra McCalla Smitha wiem co dostanę – brak niemiłych niespodzianek i miłą, przystępną atmosferę.

Polecam wszystkim fanom eleganckiego Edynburga, miłośnikom szkockich nudystów oraz tym, którzy chcą się dowiedzieć jak nie wychowywać małego chłopca.

Pozdrawiam,

Kura Mania.


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania GRA W KOLORY.

2 komentarze:

  1. Nie znam jeszcze mieszkańców 44 Scotland Street, ale nie mówię im NIE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetne książki na przerywniki miedzy lekturami bardziej poważnymi.

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!