poniedziałek, 18 sierpnia 2014

"Mały lord" F.H. Burnett




zdjęcie z empik.com
Cedrik Errol, mieszkający w Stanach Zjednoczonych, to chłopczyk, który jest ucieleśnieniem marzeń matki o grzecznym dziecku. Nie tylko jego śliczna twarz i brązowe loki ujmują za serce, ale również, jeśli nie przede wszystkim, to jego ufne, słodkie usposobienie i wrażliwe serce wypełnione miłością do bliźnich urzekają. Od czasu śmierci ojca mieszka jedynie z mamą, nazywaną przez niego Najmilszą, oraz Mary, służącą. Jego najbliższym przyjacielem jest pan Silas Hobbs, właściciel „Sklepu Warzywnego i Kolonialnego” na rogu Blank Street. To właśnie w jego sklepie siedząc na wysokim stołku i zajadając jabłka roztrząsa mały Cedrik najróżniejsze kwestie życiowe. Druga osobą bliską jego dziecięcemu sercu jest młody pucybut Dick.

Pewnego dnia Cedrika i jego matkę niejaki pan Havisham, który przypłynął z Anglii na polecenie Johna Arthura Molyneuxa Errola, hrabiego Dorincourt, który jest dziadkiem chłopczyka. Dowiadujemy się, że ojciec Cedrika poprzez swoje małżeństwo z Amerykanką popadł w niełaskę u starego hrabiego, który uciął z nim wszelkie kontakty. Niefortunnie dla hrabiego jego najstarszy syn spadł z konia i zginął na miejscu, a drugi w kolejności do dziedziczenia umarł gdzieś w Rzymie. Jak wiemy, również ojciec Cedrika nie żyje, więc to Cedrik staje się automatycznie dziedzicem rodzinnej fortuny. Wszystko to jest bardzo nowe i niespodziewane dla chłopca, który nie bardzo wie z czym wiąże się bycie lordem Fauntleroy. Początkowo nie wie, że będzie musiał się przeprowadzić do angielskiej rezydencji dziadka, gdzie zostanie rozdzielony z matką, która dostanie własny domek. Spowodowane jest to niechęcią hrabiego do synowej, o której Cedrik nie ma pojęcia. 

F.H. Burnett
Gdy tylko chłopiec dowiedział się, że ma dziadka bez zastanowienia uznaje go za najmilszego i najlepszego z ludzi. Utwierdza go w tym niezwykły prezent jaki dostaje od starego hrabiego – pan Havisham ma przykazane kupić małemu wszystko to na co ten ma ochotę. Cedrik jako osoba o szczerym sercu myśli o innych, a nie osobie i jego pierwszą decyzja jako młodego lorda Fauntleroy jest danie dwudziestu pięciu funtów niejakiej Bridget, której sytuacja rodzinna jest bardzo trudna. Przed swoim wyjazdem do Anglii Cedrik czynie wiele dobrego – pomaga Dickowi spłacić uciążliwego wspólnika, kupuje stragan i ciepły szal kobiecie sprzedającej jabłka, jak i daje piękny zegarek swojemu przyjacielowi, panu Hobbsowi. Wszystkie te dobre uczynki sprawiają, że pan Havisham twierdzi, że Cedrik „To jest najlepiej ułożony i najładniejszy chłopiec jakiego widział”. Również po przybyciu do Anglii i zapoznaniu się z dziadkiem Cedrik czynie wiele dobrego – pomaga Higginsowi, który ma problemy z płaceniem czynszu i chorą rodziną oraz rozkazuje wyremontować ubogie domki w Earl’s Court, aby jego mieszkańcom żyło się lepiej. Cedrik oczywiście uważa, że to jego najwspanialszy na świecie dziadek czyni to cało dobro, ale tak naprawdę to starego hrabiego zwanego „złym hrabia Dorincourt” bawi patrzenie na przejętego problemami ludzi młodego lorda. Hrabia nie zauważając kiedy zaczyna być dumny ze swojego wnuka, do którego tak sceptycznie na początku podchodził. Jego odwaga, która wykazał przy spotkaniu z wielkim dogiem hrabiego Dougalem, jak i przy nauce jazdy konnej oraz ogólne zachwyty ludzi przy coniedzielnych wizytach w kościele sprawiają, że serce okrutnego hrabiego mięknie i wypełnia się miłością. Historia niestety komplikuje się kiedy nagle pewna kobieta podająca się za żonę zmarłego w Rzymie syna hrabiego, Bevisa, przedstawia prawnikowi hrabiego swego syna, który to ma być prawowitym dziedzicem fortuny rodzinnej. Wyjaśnienie tej sprawy przyjdzie z zupełnie niespodziewanej strony i wyprostuje dwie pogmatwane historie rodzinne.

„Małego lorda” przeczytałam w dzieciństwie na fali absolutnej fascynacji „Małą księżniczką” tej samej autorki. O ile ta druga powieść ma w sobie wiele mądrości i magii, to „Mały lord” niczym szczególnym się nie wyróżnia. Jest to opowieść o przemianie hrabiego z zatwardziałego, dumnego okrutnika w szczodrego człowieka o dobrym sercu. Z racji tego już na samym początku możemy się domyślić jak przedstawiona historia się zakończy. Cała przemiana starego hrabiego jest pokazana nieprzekonująco.  Nie dość, że brak jej jakiejkolwiek głębi psychologicznej, to jest bardzo szybka co może być zastanawiające jako, że hrabia przez całe swoje życie był ponurym pesymistą nieskorym do żadnych zmian, tym bardziej na lepsze.

 Kolejną irytującą rzeczą było ciągłe podkreślanie jak cudownym, ślicznym i mądrym małym patriotą jest Cedrik. Ten chodzący ideał nie ma ani jednej wady co nie dość, że czyni całkowicie nieprawdziwym jego postać to na dodatek ciągłe powtórzenia jego zalet po prostu nudzą. W żaden sposób nie wyobrażam sobie jak ktokolwiek mógłby się  z nim identyfikować, nie mówiąc już o tym, że jego postać może wzbudzać jakiekolwiek emocje oprócz znudzenia. 

Wszystkie postaci są szablonowe i płaskie  – matka chłopca ukazana jest jako święta, która zawsze łagodna i cierpliwa, mądrze wychowuje synka. Nie zwracając uwagi na własną trudną sytuacje (rozłąkę z ukochanym synem) poświęca się na rzecz innych nie dość, że nie przyjmując żadnej finansowej pomocy od hrabiego (co jest zrozumiałe) to jeszcze nie mając nawet ani jednej złej myśli na temat osoby, która jest powodem tej rozłąki. 

Pamiętam, że nawet jako dziecko nie była to moja ulubiona lektura, a teraz przeczytałam ja jedynie z sentymentu i w ramach sprawdzenia czy dalej nie będzie mi się podobać.

Nie polecam. Jest wiele o niebo mądrzejszych i lepiej napisanych książek.

Pozdrawiam,

Kura Mania.

PS. Przepraszam za jakość grafiki okładki. Moja książka poszła w świat, a zapomniałam sfotografować jej okładki.

Mania.


Książka przeczytana w ramach wyzwania GRA W KOLORY.

2 komentarze:

  1. Fabuła przypomina mi trochę Pollyannę.
    Ja chyba nie jestem tak surowa wobec książki, pewnie mam mniejsze wymagania :)
    Myślę też, że nawet "dzisiejsze" dzieci 9 - 11 letnie nie przewidują tak łatwo zakończenia książki i nie dostrzegają tych wad, które Ty widzisz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, bo jak ja czytałam będąc dzieckiem "Małego lorda" to uznałam tą książkę za po prostu nudną. Jedyne co mnie tak zaciekawiło to nauka jazdy konnej przez Cedrika, no i opowieści snute przez marynarza na statku do Anglii. No ale faktycznie, może teraz jest zbyt surowa (albo się uwziełam na biednego "Małego lorda")

      Usuń

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!