Komisarz Zyga Maciejewski nie ma lekko. Na początku roku 1931
dostał przeniesienie (czyt. bolesną degradację) z wydziału śledczego do służby
mundurowej. Obejmuje on kierownictwo nad II Komisariatem. Musi teraz nosić
mundur, zachowywać się godnie, a o pracy w terenie może zapomnieć, bo po
odwaleniu papierkowej roboty za dużo czasu mu nie zostaje. W dodatku
nadkomisarz, cięty na Maciejewskiego, nie pozwala mu boksować. W końcu to nie
wypada, żeby tak poważana osoba jak kierownik komisariatu miałaby chodzić z
podbitym okiem. Sytuację jeszcze bardziej pogarsza fakt, że komisarz ma pod
sobą rozleniwionych, mało bystrych policjantów opornie przyjmujących zmiany. Nic
więc dziwnego nie jest w tym, że humor nasz bokser – hobbysta ma paskudny.
Podczas ostatniego dnia urlopu będąc na strasznym kacu Maciejewski wybrał się
ze swoim sąsiadem na ryby na stawy folwarczne. Tam zostaje zagadnięty przez
nieznajomego w myśliwskim ubraniu przedstawiającego się jako Calin, który prosi
go o zajęcie się sprawą uprowadzenia niejakiej Lilli Byoros, córki jednego ze
wspólników Węgiersko-Polskiego Towarzystwa Handlowego. Calin twierdzi, że
ojciec jej będąc osoba majętną i znaną nie chce interesować sprawą policji, aby
nie odbiło się to na dobrym imieniu firmy, ale bardzo chętnie w hojny sposób
wynagrodzi Maciejewskiego jeśli ten prywatnie będzie prowadził śledztwo.
Maciejewski jednak wyczuwając w tym podstęp nadkomisarza, który ma na celu
pogrążyć go całkowicie, stanowczo odmawia podjęcia się zadania przyjmując
jednak zdjęcie dziewczyny wraz z opisem. Sprawa ta nie daje spokoju
Maciejewskiemu i dyskretnie pcha ją torem służbowym prosząc swoich znajomych z
policji aby posprawdzali dla niego kilka faktów. Maciejewski nie wie jeszcze,
że pomimo tego, że nie zgodził prowadzić się tej sprawy wróci ona odbijając się
na jego życiu, zarówno prywatnym jak i zawodowym, szerokim echem.
W drugiej części przygód Maciejewskiego jego błyskotliwe
zdolności tajniaka przygasają pod naporem biurokracji i nieprzyjaznej atmosfery
w pracy (donosy i ciągłe podsłuchiwanie rozmów). Prowadząc komisariat staje się
outsiderem zarówno w „swoim” komisariacie jak i w wydziale śledczym. Może to
sprawiło, że jego bystrość umysłu została przymglona powabami pewnej kobiety.
Bo tak, a jakże, kobieta jest i to idealna, taka, która robi wszystko na co
Zyga ma ochotę, a nawet więcej, bo wyprzedza jego zachcianki. Nie mówiąc już o
tym, że gości go w willi na przedmieściach za którą sama płaci. Ale czy idealne
kobiety istnieją? Zyga nie zastanawia się nad tym i bierze co życie daje nie
wiedząc, że może to zniszczyć jego karierę i reputację.
W „Kinie Venus” pisarz porusza problem handlu ludźmi.
Poznajemy tajniki organizacji szajki zajmującej się porywaniem i
wykorzystywaniem w celach pornograficznych młodych dziewcząt. Maciejewski
zajmując się rozbiciem gangu ma nadzieję na spektakularny powrót do wydziału
śledczego i porzucenie nudnej i frustrującej pracy na II Komisariacie.
Według mnie główną zaletą kryminałów Wrońskiego jest
oczywiście postać Maciejewskiego. Cyniczny, łatwo tracący opanowanie, pełen
pesymizmu, wiecznie narażający się przełożonym z facjatą nieogoloną i lekko
zalatujący alkoholem, łasy na powaby kobiece jest jakby stereotypowym
tajniakiem. Nie układa mu się z kobietami, życie jego ogranicza się do pracy i
do picia w szemranych knajpach.Twardo broni swoich racji będąc w głębi serca
uczciwym i prawym policjantem. Trochę próżny, trochę naiwny jeśli chodzi o
kobiety, ciągle niepoukładany o ironicznym spojrzeniu na świat. Lepiej się
czuje w swoim brudnym mieszkaniu na Rurach Jezuickich niż w przestronnej willi
w dobrej części miasta.
Drugim bohaterem powieści jest pięknie odmalowany Lublin lat
trzydziestych ze swoimi problemami, ciemnymi zaułkami i szemranymi interesami.
Jest to porządnie napisany retro kryminał oddający ducha tamtych czasów –
gwarę, stosunki żydowsko-polskie, fascynację kinem i szlagierami z radio. Dodatkowym
atutem jest fakt, że problemy, którymi żyje miasto są na tyle uniwersalne, że
można je również odnieść do współczesnych realiów.
Jeśli chodzi o bohaterów drugoplanowych również są oni
ciekawie scharakteryzowani. Dawni współpracownicy Maciejewskiego, Zielny i
Fałkniewicz, dostają swoje epizody dzięki którym poznajemy ich nowe cechy (np.
ich kłótnia spowodowana nieporozumieniem, która pokazuje, ze trochę między sobą
rywalizują). Również przodownik Anińska jest ciekawą, barwna postacią i pomimo
początkowej do niej niechęci polubiłam ja w końcu. Cóż, ze swoją twardością
charakteru, ale i szybkim wyczuciem delikatnych sytuacji świetnie nadaje się do
obyczajówki.
Uwielbiam takie kryminały – w miarę lekkie, świetnie
napisane, z ciekawą fabułą i tłem oraz intrygującymi bohaterami. Połknęłam w
jeden dzień. Dodatkowym plusem był fakt, że czytałam wydanie w ramach serii
Polityki Lato z Kryminałem 2012, która po prostu uwielbiam. Nie lubię kiedy
kryminały są zbyt dobrze wydane. Wolę jak papier jest cienki, zwykły, bez
niepotrzebnych ozdóbek. No i taka jest ta seria. Pomijając już, że wydawane w
niej są ciekawe tytuły (w świetnej cenie!). Szkoda, że w tym roku Polityka nie zdecydowała się na jej kontynuowanie.
A na koniec smaczek w postaci mojego ulubionego cytatu z tej
powieści:
Przy stolikach wciąż
ktoś wstawał i krzyczał do blokujących galerię policjantów, jakby to był sejm,
a nie burdel.
Pozdrawiam,
Kura Mania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!