Co ma wspólnego pani Musierowicz z gotowaniem? Każdy kto
jest fanem Jeżycjady gromko zakrzyknie – wiele! Po pierwsze, w każdej książce
bez wyjątku bohaterowie coś pysznego zajadają, kuchnia pełni ważną rolę w życiu
rodzinnym, a sposób gotowania bohaterów odzwierciedla ich naturę – czasem
specyficzną i artystyczną, innym razem miła i tradycyjną. Po drugie, autorka bardzo chętnie dzieli się
ze swoimi czytelnikami przepisami na potrawy
przez nią najchętniej gotowane.
„Łasuch literacki czyli ulubione potrawy moich bohaterów –
przepisy kulinarne i wnikliwe komentarze” to książka, w której znajdziemy
receptury na dania znajdujące się w Jeżycjadzie. Nie są to jednak suche
przepisy, a krótkie felietoniki wypełnione ciepłym i dowcipnym komentarzem
pisarki. W tej niewielkich rozmiarów książeczce
znajdziemy i tragiczny krwawy kotlecik z „Szóstej klepki” i „biedne” pasty
kanapkowe mamy Borejkowej, i przepis na rosół (ale bez opium) i wiele innych dań.
Bardzo miło było pobyć znów w świecie Jeżycjady. Wreszcie możemy upiec sobie
słynnego murzynka Gabrysi Borejko i przegryzając ciastem zapaść w lekturę
powieści.
Jako dzieciak książka ta mnie zachwyciła. Pełno w niej własnoręcznie
zrobionych przypisów na marginesach. Głoszą one „Super!”, „Zrobić w wakacje”,
„Bardzo smaczne” czy „Uda mi się!”. Widać, że korzystałam z tej książki wiele
lat, bo marginesy zapełnia zmieniający się charakter mojego pisma przechodzący
z dziecinnych kulfonów w porządne i zdyscyplinowane literki. Ale czy na pewno
korzystałam z przepisów z „Łasucha”? Po głębszych zastanowieniu okazało się, że
zrobiłam jedynie pasty kanapkowe… No cóż, również i teraz samo czytanie książek
kucharskich daje mi mnóstwo przyjemności.
Drugą książką, bardziej obszerną, są „Całuski pani Darling”.
Kocham ta książkę miłością wielką. Bardzo się cieszę, że dzięki Wielkiemu
Rereadingowaniu znów miałam okazję ją przeczytać. Czego w niej nie ma? Torty,
ciastka, dania na ciepło i zimno, na śniadanie i podwieczorek, na dzień
codzienny i od święta. Dodatkowo każdy felietonik jest opatrzony mnóstwem
cytatów i anegdotek dotyczących głownie mitologii i książek znanych nam z
dzieciństwa, takich jak np. „Przygody Sindbada Żeglarza” Leśmiana czy baśnie Andersena.
Dodatkowo część przepisów zainspirowana była wielkimi postaciami ze świata
kultury i nauki. Znajdzie się miejsce i dla jabłka a la Newton i dla soczewicy
Diogenesa. Nawet limeryk ma swój przepis! Wspaniała podróż, w którą zabiera nas
autorka pozwala z Dziecka Kulturalnego zrobić również Dziecko Kulinarne (i na
odwrót). Jak można zapomnieć o ostrym charakterze Ksantypy po wypróbowaniu
przepisu na pikantne ciasteczka nazwane na jej cześć? Ta książka była przeze
mnie często używana o czym świadczą pozasychane resztki ciasta, przypraw i
odciski brudnych paluchów, którymi pokryte są strony. Do moich faworytów należy
tytułowy przepis na ciastka do których inspiracją był tajemniczy i niezdobyty
pocałunek czający się na wargach mamy Wendy z „Piotrusia Pana” Barriego. Zresztą
chlebowy obiad Włóczykija robię do dziś.
Obie te książki
zapewniły mi świetną rozrywkę i miłą wycieczkę w przeszłość, a na dodatek
przypomniały mi kilka świetnych przepisów. Na pierwszy ogień idzie
„Południowiec” dla Tomka i Sida.
Pozdrawiam,
Kulturna Kura
PS. Z „Całuskami pani Darling” wiąże się też pewna tragiczna
historia, w której główną rolę miały złociste biszkopciki Ani Shirley. Wyszły
nawet zbyt złociste, a po ich pieczeniu dłuuuugo wietrzyłam dom. Rodzice jednak
zjedli je dzielnie.
Kura Mania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!