Jana ma dwanaście lat i mieszka razem z babką i matką w wielkim
domu w Toronto w dzielnicy, która lata świetności ma już dawno za sobą. Ulica
przy, której stoi dom nosi nazwę Wesołej, ale nikomu nie jest tam do śmiechu. W
domu rządzi babka Jany, oschła i złośliwa, która traktuje swoją wnuczkę jako
zło koniecznie i wymaga absolutnego podporządkowania się. Każdym swoim gestem
pokazuje jak bardzo nie lubi Jany, nazywanej przez nią Wiktorią jedynie
dlatego, że wie, że Jana nie znosi swojego pierwszego imienia. Zahukana i
ciągle ośmieszana dziewczynka ucieka w fantazjowanie o życiu na Księżycu. Nie
jest ona jednak typem marzycielki, jej marzenia są jak najbardziej przyziemne,
ponieważ Jana najbardziej w świecie chciałaby zajmować się domem. Marzy o
sprzątaniu, gotowaniu i ogrodnictwie. Oczywiście, babka Jany potępia te, jej
zdaniem „gminne”, zapędy. Dziewczynka
nic nie mówiąc babce gdy tylko znajduje chwilkę czasu wymyka się do kuchni, aby
przyglądać się jak Marynia, pomoc domowa, prowadzi gospodarstwo. Razem z Janą i
jej bezwzględną babką mieszka też matka dziewczynki – istota piękna, dobra i
nie posiadająca ani grama charakteru potrzebnego w postawieniu się swojej
matce. Dlatego ustępuje jej we wszystkim i rzadko kiedy ma chwilę czasu aby się
zając swoją córką. Wie, że babka nie pochwala spędzania z nią czasu, wiec stara
się to ograniczać. Babka jest bardzo zazdrosną o tą miłość kobiety do własnego
dziecka.
Jana przez całe swoje
życie pewna jest, że jej ojciec nie żyje. Kiedy dowiedziała się z plotek
rozsiewanych w jej szkole, że jest to nieprawda był to dla niej prawdziwy
wstrząs. Okazało się, że jej rodzice żyją w separacji, a jej ojciec, pan
Andrzej Stuart, mieszka na Wyspie Księcia Edwarda. Niedługo po tej wiadomości
do rezydencji przy Wesołej przychodzi list od ojca Jany. Chce on, żeby jego
niewidziana od 8 lat córka spędziła z nim lato na wyspie. Cała rodzina jest
zszokowana. Matka Jany bojąc się, że jej małżonek mógłby odebrać jej dziecko
zgadza się na wyjazd córki. Dziewczynka mimo wielu obaw i niechęci, a wręcz
nienawiści jaką zaczęła żywić do ojca dowiadując się o jego istnieniu, jedzie na Wyspę Księcia Edwarda. Oczywiście,
okazuje się, że wszelkie jej obawy były płonne, a między ojcem i córka rodzi
się prawdziwa przyjaźń. Razem wybierają i kupują dom na Wzgórzu Latarni, gdzie
Jana wreszcie może ziścić swoje marzenia i prowadzić prawdziwe gospodarstwo. Z
nieopierzonego kurczęcia, zahukanego i nieśmiałego, zmienia się w prawdziwą,
zaradną gospodynię, która nie bojąc się nikogo i niczego poznaje nowych
przyjaciół i przeżywa rozliczne przygody. Sielanka ta nie jest jedna idealna.
Na horyzoncie czai się ciotka Irena – siostra ojca – której niejasne insynuacje
o przeprowadzeniu rozwodu rodziców Jany w Stanach Zjednoczonych i ponownym ożenku
ojca wprowadzają w życie dziewczynki zamęt.
„Jana ze Wzgórza Latarni” podejmuje kontrowersyjny jak na
tamte czasy temat. Rozwody nie były wówczas tak szeroko praktykowane jak teraz,
a jeśli już do nich doszło było to hańbą na honorze rodziny i wzbudzało ogólną
sensację. Jeśli małżonkowie nie mogli
się ze sobą dogadać to najczęściej żyli osobno, ale nie rozwodząc się, niejako
w wiecznej separacji. Częściej jednak zostawali ze sobą mimo obopólnej niechęci
zachowując pozory (albo i kłócąc się cały czas), bo nawet to było lepsze niż
popsucie sobie opinii separacją i rozwodem. Wiele rodzin wręcz chwaliło się
tym, że w ich historii nie było żadnego rozwodu.
Jana jest osóbką twardo stąpającą po ziemi, której wrodzona rezolutność
została stłamszona przez surową babkę i słaby charakter matki. Lato z ojcem,
które zapewniło jej zdrową atmosferę rozwoju oraz zawieranie nowych przyjaźni z
ludźmi prostymi, naturalnymi i dobrymi, którym brak było arystokratycznej,
skostniałej sztuczności domu w Toronto pozwoliły Janie na odkrycie samej
siebie. Dodatkowo, miłość i przyjaźń
jaką zaznała na i którą była otoczona na Wyspie Księcia Edwarda dały jej siłę
do dalszego rozwoju charakteru. Po powrocie z pierwszego lata spędzonego na
Wyspie Księcia Edwarda Jana jest na tyle silna, że nie daje się podporządkować
babce. Zaczyna też widzieć wady swojej niegdyś ubóstwianej i idealizowanej
matki. Niejako dokonuje wyboru między swoimi rodzicami i mimo całej miłości do
matki to z ojcem woli żyć i mieszkać.
Historia rodziców Jany pokazuje jakie są konsekwencje
wtrącania się osób postronnych w Zycie małżeńskie pary. W zepsuciu ich związku
równa rolę odgrywała apodyktyczna babka, jak i ciotka Irena i jej udające
słodkości złośliwe drobne komentarze rzucane mimochodem. Może gdyby nie słaby
charakter matki Jany nie miałaby one takiej siły rażenia?
Abstrahując od poważnych zagadnień poruszonych w tej
powieści jest ona wypełniona taką ilością ciepła, ze rozgrzewa jak herbata w
zimowy dzień. Opisy codziennych zmagań Jany z prowadzeniem domu (pożar na
dachu!), nauka gotowania, którą Jana posiadła w stopniu zadziwiającym i opis
rytmu życia dostosowanym do zmieniających się pór roku sprawiają, że wracam do
tej książki jak do starego, dobrego przyjaciela. To dzięki niej zapragnęłam
piec i gotować, a zrobienie dżemu z poziomek pozostaje moim marzeniem aż do
teraz (czy ktoś mi powie skąd mam wziąć tyle poziomek?).
Lucy Maud Montgomery będę wielbić zawsze za Anię, Emilkę i
Pat, ale to „Janie ze Wzgórza Latarni” rezerwuje specjalne miejsce w moim
sercu.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
PS. Zrobiło się sentymentalnie. Cóż poradzę, że uwielbiam tę
książkę.
Mania
Dobry wieczór, to juz jest nas dwie, bo ja tez uwielbiam Janę i jej miłość do Wzgórza Latarni! Teraz właśnie szukam na na mapie Wyspy Księcia Edwarda jej domu :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Ania ��
Fajnie było by mieszkać na wzgórzu latarni,
OdpowiedzUsuńJana miała mnóstwo przygód ciekawe czy ja też bym miała gdybym tam. Polecam książkę,
Kesja Naepka