Jest rok 1948. W nadmorskim Darłowie, w którym rządzą
przedstawiciele nowego reżimu mieszka Edward Popielski, który ukrywa się przed
wojskiem i nowymi władzami przybierając imię Antoni Hrebecki i nauczając na
początku łaciny, a potem matematyki w lokalnej szkole.
Jednak stary lwowski komisarz zamiast skupić się na
korzystaniu z uroków nadmorskiego miasteczka plażując i zażywając kąpieli
dopuszcza do głosu policyjny instynkt. Na prośbę znajomego lekarza podejmuje
się śledztwa mającego na celu znalezienie brutalnego zwyrodnialca, który nie
tylko gwałci, ale i dotkliwie gryzie kobiety zarażając je śmiertelną chorobą.
Doktor ma swoje podejrzenia co do osoby gwałciciela, a Popielski podążając za
tym tropem wpada w sam środek szamba, którego smród przyklei się do niego już
na zawsze. Wchodząc w sam środek rozgrywki między mniej lub bardziej szarymi
eminencjami miasta ze starszego nauczyciela zamieni się w starożytnego
gladiatora. Nie po raz pierwszy, ale pierwszy raz w tak brutalny sposób
zostanie postawiony przed moralnym dylematem od którego będzie zależało nie
tylko jego życie, ale i życie innych ludzi.
No cóż, „Arena szczurów” reklamowana jest jako „najbardziej
mroczny z kryminałów Marka Krajewskiego”. Czy jest mroczny? Raczej brutalny,
drastyczny, krwawy i… smutny. Nie będę zdradzać czym jest tytułowa arena
szczurów, ale dostałam porządną dawkę posoki, niesprawiedliwej krzywdy
ludzkiej, gwałtu i utraty niewinności. Nie zszokowały mnie, bo też i nie było
żadnego niepotrzebnego epatowania okrucieństwem. Autor zadbał by każdy element
miał swoje miejsce w fabule. Dlaczego powieść ta wydała mi się smutna? Nie, nie
dlatego, że znów najbardziej cierpią niewinni i już pokrzywdzeni. Jest smutna z
racji czasów, w którym się rozgrywa. Nie pierwszy to raz czytam kryminał, który
rozgrywa się w czasach powojennych i w porównaniu z tymi przed II wojną
światową, które wydają się szlachetniejsze w pewien sposób jest to czas smutny,
wypełniony beznadziejnością, skarlały. Tak było w „Haiti” Wrońskiego, tak jest
w „Arenie szczurów” Krajewskiego. Chamstwo, okrucieństwo i pycha nowej władzy
zabiła w ludziach nie tylko godność, ale i poczucie szacunku zarówno do innych,
ale i do siebie.
Popielski jawi się nam tu jako ostatni sprawiedliwy, który
nie mając nic do stracenia oprócz życia wypełnia swoją misję, czyli wymierza
sprawiedliwość, do końca. Nie jest to droga łatwa, ale innej nie zna. Po
wszystkim zostawia nas z pytaniem „Czy można dla ocalenia własnego życia zabić
niewinnych ludzi?”. Autor odbiega od typowego kryminału, bo śledztwo
Popielskiego właściwie nie istnieje (dowiaduje się przecież od doktora kim jest
gwałciciel), ale i więcej jest tu wątków moralno-psychologicznych niż tych
typowo kryminalnych.
Akcja dzieje się dwutorowo – współcześnie, kiedy to Wacław,
syn Popielskiego, próbuje odkryć prawdę o pobycie swojego ojca w Darłowie i w
1948 kiedy dzieje się akcja „właściwa” poznawana również z fragmentów dziennika
byłego komisarza. Bardzo fajny zabieg pozwalający na bliższe poznanie Wacława i
ukazujący Łyssego z innej perspektywy. Szczególnie zaciekawiła mnie postawa Wacława
wobec ojca, ale cicho sza! więcej nie napiszę.
Mam problem z tą powieścią. Z jednej strony jest to w końcu mój
ukochany Krajewski, który sprawił, że namiętnie pokochałam polski kryminał. Z drugiej
jednak strony, pomimo tego, że każda scena ma sens, ogólnie nie ma tu ani
zagadki, ani śledztwa. Troszkę jakby autorowi zabrakło pomysłów. Możliwe jednak
jest też i to, że nie ma już Krajewski ochoty na pisanie kryminałów, a jedynie
na przedstawienie określonej historii (z czasem jednak powtarzającymi się
elementami) w dowolny sposób nie przejmując się szufladkowaniem. No i jeśli
chodzi o Popielskiego to jednak wolę
wcześniejsze tomy jego przygód , które
więcej miały wspólnego z kryminałem niż „Arena szczurów”.
Chodzą słuchy, że to już ostatnia część przygód Łyssego. No
cóż, nawet jeśli to Krajewski kończy je w dobrym stylu. Może nie kryminalnym, ale
obyczajowo-psychologicznym.
Polecam wszystkim fanom powieści obyczajowo-psychologicznej
z motywami kryminalnymi oraz tym, którzy nie krzywią się na widok lub opis rzek
krwi i fekaliów. Ale cykl o Popielskim zacznijcie jednak od wcześniejszych
powieści tego autora.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!