żródło |
Wczoraj obchodziliśmy 125-lecie urodzin Agathy Christie,
zwanej królową kryminału, uwielbianej i czytanej na całym świecie. Jest autorką
kilkudziesięciu kryminałów i sztuk teatralnych. Stworzyła dwóch bohaterów, którzy
weszli do kultury popularnej na stałe. Jest to starsza pani, detektyw-amator, wszędobylska
panna Marple i mały Belg z zadbanym wąsem i umysłem jak brzytwa, czyli Hercules
Poirot. Mniej znaną parą jest Tommy i Tuppence, którzy również są bohaterami
części jej dzieł.
Kura świętowała wczorajszy dzień nie czytaniem (bo dopiero
co skończyłam ‘The ABC Murders’), ale rozmyślaniem, kiedy to pierwszy raz
przeczytała powieść jej autorstwa. Zagwostka. Wreszcie doszłam do wniosku, że
mój pierwszy raz to nie był wcale kryminał! To były książki Christie wydane pod
pseudonimem Mary Westmacott, do których zachęciła mnie babcia. Nie są to
kryminały, z których znana jest ta autorka, a powieści bardziej romansowe, z
których niestety nic nie pamiętam. W sierpniu zachęcająco zerkały na mnie z
babcinej półki, ale oparłam się. Następną razą nadrobię. Acha, a jeśli nie
znasz Agathy od tej strony to Wydawnictwo Dolnośląskie wydało dwie powieści
Christie właśnie pod pseudonimem o tytułach „W samotności” oraz „Róża i cis”.
Następnie przeczytałam zmasakrowany biblioteczny egzemplarz
jej autobiografii, który szalenie mi się podobał, choć nie wyjaśniał
tajemniczego zniknięcia autorki, o którym pewnie każdy wielbiciel jej
twórczości wie. Pamiętam, że przeczytałam „Autobiografię” trzy (!) razy pod
rząd. Musze sobie ją wreszcie odświeżyć, bo nie mam pojęcia co w niej takiego
było, że aż tak podeszła mi do gustu.
Potem już bardzo długo nic nie było, bo jakoś moje
kryminalne zapędy poszły w inną stronę. Aż trafiłam na „I nie było już nikogo”.
Wzięłam się za czytanie z obowiązku, bowiem mój egzemplarz należy do kolekcji dzieł
XX w. wydawanej przez Wyborczą parę lat temu i postanowiłam, że przeczytam
wszystkie należące do niej tomy (nie udało mi się).
„I nie było już nikogo” to najlepiej sprzedający się kryminał
na świecie znany również pod starym, zupełnie niepolitycznym tytułem „Dziesięciu
Murzynków”. Pod takim tytułem i ja go poznałam, bo w miarę czytania przypomniało
mi się, że dawno daaawno poznałam tę historię. Wyparowało mi z głowy jednak
zakończenie, więc z narastającym niepokojem pożerałam historię dziwnego pobytu
kilku osób na wyspie odciętej od świata. Groza wręcz wylewała się ze stron.
Atmosfera taka, że ciarki na plecach non stop. Nie jest to typowy kryminał
Christie, ale mistrzowski. Mało jest książek napisanych tak dobrze jak ta.
Czy to oznacza, że jest to moja ulubiona książka Christie? Oczywiście,
że nie. Moją najukochańszą powieścią jest ‘4.50 from Paddington’, który
najpierw pokochałam w wersji filmowej, a następnie w książkowej. No bo jest
panna Marple, jest tajemnicze morderstwo w pociągu, jest ciekawie i z gamą
oryginalnych postaci kryjących sekrety. Kocham i uwielbiam. Później jest
wspomniane ‘And Then There Were None’ i „Morderstwo w Orient Expresie”.
Ciągle waham się między panną Marple a Herkulesem Poirotem,
ale decyzję kogo bardziej lubię podejmę jak przeczytam więcej powieści
Christie. Biorąc pod uwagę, że machnęła ich
prawie setkę to jeszcze długa droga przede mną. Czyta się je świetnie,
szybko i zazwyczaj z zainteresowaniem (choć ‘Death in the Clouds” trochę mnie
wynudziło, głównie z powodu mało ciekawych i trochę niedopracowanych postaci).
Co chwila mam wrażenie, że przecież już skądś to znam, przecież już czytałam
coś podobnego, a to przecież ona, Agatha Christie, była pierwsza. Mam również
wrażenie, że czytając jej powieści wkraczam w świat z czarno-białego filmu,
lekko nieostry, bardzo klimatyczny, gdzie każdy ma jakąś tajemnicę, a morderca
zostanie ukarany. Dla mnie to wielka przyjemność, zresztą tak jak czytanie powieści Raymonda Chandlera. No i rzadko,
kiedy domyślam się rozwiązania zagadki (choć może po prostu lekko przytępawa
jestem w tym zakresie).
my precioussss..... |
Moja kolekcja powieści lady Agathy powoli rośnie. Zasadniczo
wolę czytać w oryginale, tak więc książki Christie kupuję na wyprzedażach głównie
tutaj, w Anglii. Na pewno będę miała wszystkie „agatki”, bo czytanie Christie mam
w genach - moja nieprzeciętna prababcia na starość zaczęła je czytać namiętnie
(a szczególnie te z panną Marple).
Lubię też ekranizacje. Oczywiście moją ulubioną jest już ta
wspomniana ‘4.50 z Paddington’ z najlepszego roku 1987 (reż. Martyn Friend),
ale bardzo też podobała mi się „Śmierć na Nilu” z 1978 roku w reżyserii Johna
Guillermina , której jeszcze nie miałam okazji czytać.
Acha, warto wspomnieć też o książce, którą napisał wnuk
znanej pisarki na podstawie jej dzienników, listów i fotografii o podróży po
Imperium Brytyjskim jaką odbyła przy boku męża w 1922 roku. Wyruszyła na 10
miesięcy zostawiając pod opieką rodziny dzieci, bo przecież ciężko byłoby nie
skorzystać z takiej okazji? „Moją podróż po Imperium” czyta się świetnie, może
nie jako uzupełnienie biografii pisarki, ale jako pamiątkę po złotym okresie
imperializmu brytyjskiego.
A Ty? Czytasz Agathę Christie? Lubisz? Czy może jak mój
znajomy, stwierdziłeś, że nuda, flaki z olejem, nic oryginalnego (!) i wolisz
zaangażowane kryminały skandynawskie? A może w ogóle nie lubisz kryminałów, a
Agathę Christie kojarzysz z obowiązku i z tego, że ostatnio ciągle o niej tłuką
na blogach przeróżnistych?
Pozdrawiam,
Kura Mania.
PS. Dziś leje, jest mgliście i ponuro. Jak myślisz czy mam
rzucić w diabły jesienny TBR i wziąć się za kolejny kryminał Christie?
M.
Kocham książki Agathy. I kropka :)
OdpowiedzUsuńWczoraj świętowałem godnie - przeczytałem "Niemego świadka". Excellent !
Natomiast powieści (w dużej mierze autobiograficzne) napisane pod pseudonimem próbowałem przeczytać kilka lat temu, ale nie bardzo mi podeszły. Przyzwyczajony czytelnik wciąż czekał na zbrodnię. Może kiedyś do nich wrócę..
tommy z Samotni
"Niemy świadek" u mnie jeszcze w planach czytelniczych, ale właśnie okazało się, że w Polsce zostały jeszcze książki Christie, które mi się nie zmieściły do bagażu, więc już nie długo będę mogła poczytać m.in. "Dwanaście prac Herkulesa". Me happy.
UsuńA co do ksiażek pisanych pod pseudonimem to teraz pewnie też dziwnie by mi się je czytało...