Moje pierwsze spotkanie z Capote to było ‘In a Cold Blood’.
Nie powiem, żeby jakoś specjalnie mnie zachwyciło… Trochę było tam nudy, trochę
za dużo dłużyzn, ani to fikcja ani reportaż. Z drugiej strony, zapamiętam tą
historię chyba już na zawsze, bo czytałam ją w specyficznych warunkach. Jako
wieloryb. Dziewiąty miesiąc ciąży, upał, brzuch tak ogromny, że aż wzbudzał
komentarze u przechodniów. I kierowców. Rowerzystów. Innych matek. Przesada. Nie
jest to może lektura, która kojarzy się z ciążą, ale byłam tak rozkojarzona, że
jedynie ‘In Cold Blood’ było w stanie skupić moją uwagę. Co chyba jednak
oznacza, że to całkiem dobra książka.
Kolejną książką tego autora było „Śniadanie u Tiffany’ego”.
Podbiła ona moje serce od razu. Niewielkich rozmiarów, ale zapada w pamięć.
Prosta historyjka przybyłej z prowincji Holly, która będą ciągle „w podróży”
uważa, że przywiązanie się to śmierć. Uparcie naiwna czy wyrachowanie cyniczna?
A czy to ważne? Słynna ekranizacja równie dobra jak książka.
Kolejnym moim podejściem do pana Capote to ‘The Complete
Stories’ chwycone w ostatniej chwili w bibliotece, tuz przed samym wyjściem
(swoją drogą te różne stoliki i regaliki z książkami to szczwana sztuczka
jest). Zbiór składa się z dwudziestu opowiadań, z których pierwsze zostało
napisane w roku 1943, a ostatnie w 1982.
Opowiadania ułożone są chronologicznie, więc możemy prześledzić rozwój pisarza.
Widać po pierwszych króciutkich i raczej prostych utworach, że jego warsztat
był raczej mizerny po to by rozwinąć się w późniejszych latach w złożone
psychologicznie i bogate fabuły.
Mimo tego, że czytając pierwsze rzeczy czujemy, że jest to
początkujący pisarz to mają one w sobie to „coś” co przykuwa uwagę i zapada w
pamięć. Są one bardzo amerykańskie, opowiadają o rzeczywistości, której dawno
nie ma, ale jest nam znana z popkultury. Z tych najwcześniejszych prawdziwą
perełką w moim odczuciu jest ‘A Mink of One’s Own’, króciutkie opowiadanie z
1944, które na zaledwie kilku stronach opowiada tak wiele. Sam Capone chyba
miał do niego sentyment (lub wręcz przeciwnie, nie był zadowolony z tego jak je
napisał), bo powrócił do tematu w późniejszym ‘The Bargain’ z 1950 gdzie go
bardziej rozwinął.
Kolejnym opowiadaniem, które wywarło na mnie wielkie
wrażenie jest ‘Miriam’ z 1945 roku.
„Then gradualy, the harshness of it was
replaced by the murmur of a silk dress and this, delicately faint, was moving near
her and swelling in intensity till the walls trembled with the vibration and
the room was caving under a wave of whispers. Mrs. Miller stiffened and opened
her eyes to a dull, direct stare.
“Hello,” said Miriam.”
Znajdziemy w nim wygiętą nadnaturalnością rzeczywistość,
nienazwaną grozę i szczyptę szaleństwa. Wszystko w wersji raczej soft, ale
przejmującej do głębi.
Kolejnym ciekawym
opowiadaniem opowiadającym o konsekwencjach sprzedaży snów jest też ‘Master
Misery’ napisane cztery lata później, w którym Głowna bohaterka mówi, że „Tonight I wished that I could have back my dreams.”
Część z opowiadań opowiada o amerykańskiej prowincji. O
amerykańskiej mentalności i folklorze, do którego zaliczają się i wspaniałe
wspomnienia o przygotowaniu do świąt, jak i opowieści o podstarzałych
striptizerkach.
Kilka historii ma wspólny temat. Sam Capote wprowadza nas
w swoje dzieciństwo w ostatnim opowiadaniu w zbiorze pt. ‘One Christmas’:
„First, a brife autobiographical prologue. My
mother, who was exceptionally intelligent, was the most beautiful girl In Alabama.
Everyone said so, and it was true; and when she was sixteen she married a twenty-eight-year-old
businessman who came from a good New Orleans family. The marriage lasted a
year. My mother was too young to be a mother a wife; she was also too
ambitious-she wanted to go to college and to have a career. So she left her
husband; and as for what to do with me, she deposited me in the care of her
large Alabama family.”
Opowiadają one o jego przyjaźni ze starszą krewną, która on
nazywa Sookie i, z którą spędza cały swój wolny czas. Opisują również jego
proste dzieciństwo na wsi, przygotowania do Świąt, małe przyjemności i pierwsze problemy. Jedno z nich opowiada o
Bożym Narodzeniu spędzonym z dawno niewidzianym ojcem. Przesycone jest ono
uczuciem tęsknoty do prostego wiejskiego życia i do swojej starszej
przyjaciółki.
Bardzo mi się spodobało również ‘Mojave’, jedno z ostatnich
opowiadań, napisane w 1975 i opowiadające o skomplikowanej sytuacji
małżeńskiej. Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z Woody Allenem.
Bardzo polecam te opowiadania. Różnorodność zaprezentowanych
w nich tematów, jak i piękny, prosty język, którym zostały napisane są główną ich
siłą. Mimo, że rzadko kiedy czytam opowiadania do tych ciągle wracam w myślach i na pewno, w przyszłości, ich egzemplarz
będzie stał na mojej półce.
Pozdrawiam,
Kura Mania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!