piątek, 6 czerwca 2014

'The Complete Stories' Truman Capote









Moje pierwsze spotkanie z Capote to było ‘In a Cold Blood’. Nie powiem, żeby jakoś specjalnie mnie zachwyciło… Trochę było tam nudy, trochę za dużo dłużyzn, ani to fikcja ani reportaż. Z drugiej strony, zapamiętam tą historię chyba już na zawsze, bo czytałam ją w specyficznych warunkach. Jako wieloryb. Dziewiąty miesiąc ciąży, upał, brzuch tak ogromny, że aż wzbudzał komentarze u przechodniów. I kierowców. Rowerzystów. Innych matek. Przesada. Nie jest to może lektura, która kojarzy się z ciążą, ale byłam tak rozkojarzona, że jedynie ‘In Cold Blood’ było w stanie skupić moją uwagę. Co chyba jednak oznacza, że to całkiem dobra książka.

Kolejną książką tego autora było „Śniadanie u Tiffany’ego”. Podbiła ona moje serce od razu. Niewielkich rozmiarów, ale zapada w pamięć. Prosta historyjka przybyłej z prowincji Holly, która będą ciągle „w podróży” uważa, że przywiązanie się to śmierć. Uparcie naiwna czy wyrachowanie cyniczna? A czy to ważne? Słynna ekranizacja równie dobra jak książka.

Kolejnym moim podejściem do pana Capote to ‘The Complete Stories’ chwycone w ostatniej chwili w bibliotece, tuz przed samym wyjściem (swoją drogą te różne stoliki i regaliki z książkami to szczwana sztuczka jest). Zbiór składa się z dwudziestu opowiadań, z których pierwsze zostało napisane  w roku 1943, a ostatnie w 1982. Opowiadania ułożone są chronologicznie, więc możemy prześledzić rozwój pisarza. Widać po pierwszych króciutkich i raczej prostych utworach, że jego warsztat był raczej mizerny po to by rozwinąć się w późniejszych latach w złożone psychologicznie i bogate fabuły. 

Mimo tego, że czytając pierwsze rzeczy czujemy, że jest to początkujący pisarz to mają one w sobie to „coś” co przykuwa uwagę i zapada w pamięć. Są one bardzo amerykańskie, opowiadają o rzeczywistości, której dawno nie ma, ale jest nam znana z popkultury. Z tych najwcześniejszych prawdziwą perełką w moim odczuciu jest ‘A Mink of One’s Own’, króciutkie opowiadanie z 1944, które na zaledwie kilku stronach opowiada tak wiele. Sam Capone chyba miał do niego sentyment (lub wręcz przeciwnie, nie był zadowolony z tego jak je napisał), bo powrócił do tematu w późniejszym ‘The Bargain’ z 1950 gdzie go bardziej rozwinął. 

Kolejnym opowiadaniem, które wywarło na mnie wielkie wrażenie jest ‘Miriam’ z 1945 roku.

„Then gradualy, the harshness of it was replaced by the murmur of a silk dress and this, delicately faint, was moving near her and swelling in intensity till the walls trembled with the vibration and the room was caving under a wave of whispers. Mrs. Miller stiffened and opened her eyes to a dull, direct stare.
“Hello,” said Miriam.”

Znajdziemy w nim wygiętą nadnaturalnością rzeczywistość, nienazwaną grozę i szczyptę szaleństwa. Wszystko w wersji raczej soft, ale przejmującej do głębi. 
Kolejnym  ciekawym opowiadaniem opowiadającym o konsekwencjach sprzedaży snów jest też ‘Master Misery’ napisane cztery lata później, w którym Głowna bohaterka mówi, że „Tonight I wished that I could have back my dreams.” 

Część z opowiadań opowiada o amerykańskiej prowincji. O amerykańskiej mentalności i folklorze, do którego zaliczają się i wspaniałe wspomnienia o przygotowaniu do świąt, jak i opowieści o podstarzałych striptizerkach. 

Kilka historii ma wspólny temat. Sam Capote wprowadza nas w swoje dzieciństwo w ostatnim opowiadaniu w zbiorze pt. ‘One Christmas’:

„First, a brife autobiographical prologue. My mother, who was exceptionally intelligent, was the most beautiful girl In Alabama. Everyone said so, and it was true; and when she was sixteen she married a twenty-eight-year-old businessman who came from a good New Orleans family. The marriage lasted a year. My mother was too young to be a mother a wife; she was also too ambitious-she wanted to go to college and to have a career. So she left her husband; and as for what to do with me, she deposited me in the care of her large Alabama family.” 

Opowiadają one o jego przyjaźni ze starszą krewną, która on nazywa Sookie i, z którą spędza cały swój wolny czas. Opisują również jego proste dzieciństwo na wsi, przygotowania do Świąt, małe przyjemności  i pierwsze problemy. Jedno z nich opowiada o Bożym Narodzeniu spędzonym z dawno niewidzianym ojcem. Przesycone jest ono uczuciem tęsknoty do prostego wiejskiego życia i do swojej starszej przyjaciółki.

Bardzo mi się spodobało również ‘Mojave’, jedno z ostatnich opowiadań, napisane w 1975 i opowiadające o skomplikowanej sytuacji małżeńskiej. Nie wiem czemu, ale kojarzy mi się z Woody Allenem.

Bardzo polecam te opowiadania. Różnorodność zaprezentowanych w nich tematów, jak i piękny, prosty język, którym zostały napisane są główną ich siłą. Mimo, że rzadko kiedy czytam opowiadania do tych ciągle wracam w myślach  i na pewno, w przyszłości, ich egzemplarz będzie stał na mojej półce.

Pozdrawiam,

Kura Mania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!