Libia. Pierwsze skojarzenie? Pustynia, muzułmanie, wojna,
ucisk kobiet, bieda i brzydota. Po głębszych zastanowieniu stwierdziłam, że nie
wiem skąd u mnie takie skojarzenia z Libią. Praktycznie nie wiem nic o tym
kraju. Nie wiedziałam gdzie dokładnie leży, czy ma dojście do morza, jaki jest
tam klimat i która religia tam dominuje. Myślę, że powodem mojej ignorancji było
stereotypowe podejście do „tych” krajów, do krajów kojarzonych z szeroko pojętą
kulturą arabską. Kiedy więc zupełnie przypadkowo trafiła w moje ręce książka
Zeny El Khalil o Bejrucie nastawiłam się na ciekawą podróż.
Zena El Khalil to znana artystka o ciekawym rodowodzie.
Urodzona w Londynie dzieciństwo spędziła w Nigerii przeprowadzając się do
Bejrutu na studia, gdzie z przerwą na czteroletni pobyt w Nowym Jorku, mieszka
do dziś. W swojej książce dokonuje pewnego rodzaju rozrachunku z Bejrutem,
miastem swojej dobrowolnej emigracji.
Książka zaczyna się dosyć onirycznie i dziwnie. Pierwsze
rozdziały mówią o poprzednich wcieleniach Zeny co mnie lekko zniechęciło. Czy ‘Memoir’
w tytule było jedynie zmyłką biednego czytelnika? O nie, to Zena przewrotny sposób chce pokazać swój rodowód, z
którego jest dumna. Nie chodzi tu jedynie o dosłowne drzewo genealogiczne
rodziny artystki, ale również o pochodzenie siły, która napędza jej życie.
Bardzo ciekawy jest rozdział o Nowym Jorku. O tym jak jej podejście do
asymilacji z nowojorczykami się zmieniało. Początkowo chciała ona wtopić się w
tło, uważała, że wszelkie kontakty z jej pobratymcami oddzielają od prawdziwego
ducha miasta. Pewna znajomość pokazała jej jednak, że to dzięki odkryciu arabskiej
twarzy metropolii poczuła w niej swoje miejsce. Nie na długo zresztą, bo pobyt
Zeny obejmował ataki na WTC po których, jak wiemy, niechęć i wrogość do ludzi
pochodzenia arabskiego bardzo się nasiliła. Ciekawa jest reakcja samej Zeny na
ataki terrorystyczne - się bardziej arabska niż kiedykolwiek była.
When the stereotype was placed on me, I decided
it was time to Explorer it, In order to expose it.
Reszta książki jest poświęcona głównie życiu Zeny w
Bejrucie. Jej studiom, małżeństwu, głębokiej przyjaźni z Mayą poznana na
zajęciach. Wspomina ona o codziennej niepewności związanej z wojną, jej
skutkami, które widzi nie tylko w architekturze miasta, ale również w umysłach
ludzi go zamieszkującym.
Mam z tą książką problem. Z jednej strony jest bardzo ciekawa,
pokazuje codzienne życie w mieście powojennym, które wciąż zmaga się z
terroryzmem, kolejną wojną, brakiem prądu, zdziczeniem obyczajów, itp. Z
drugiej strony jest to książka do bólu osobista co niestety momentami umniejsza
jej wartość. Zena pokazuje nam Bejrut
jako okrutną boginię, która niejako wchodzi w umysły swoich mieszkańców. Jeśli
Zena spędza dni leżąc pod kołdra i pijąc wino to nie jest jej wina tylko
Bejrutu, bo taki właśnie Bejrut jest. Jeśli artystka wciąż i wciąż przeżywa
wojnę w Libii, której nawet nie doświadczyła, bo w tym czasie mieszkała w
Nigerii, to nie dlatego, że jest zafiksowana na jej punkcie, a dlatego, że taki
jest Bejrut. Okrutny i mściwy, nie pozwalający Ci zapomnieć. Zena bardziej
przejmowała się zakończoną już wojną niż ci, którzy jej doświadczyli. Jest to
obsesja rzutująca na jej prywatne i zawodowe życiu. Momentami miałam ochotę
potrząsnąć nią i powiedzieć „Kobito, ogarnij się, nie było tutaj Ciebie, nie
doświadczyłaś tego strachu, straty i bólu”. Udziałem Zeny była jednak ponad
trzydziestodniowa wojna w Bejrucie. Miałam jednak wrażenie, że nie była ona aż
tak ważna dla świadomości Zeny niż ta, której nie doświadczyła. Może jest to
pewien rodzaj poczucia winy takiej jak to będące udziałem dzieci osób, które
przeżyły horror obozów koncentracyjnych? W każdym bądź razie, momentami książka
jest bardzo irytująca. Nudziły mnie powtórzenia, oczywistości i ciągła
personifikacja Bejrutu. Miałam wrażenie, że Zena na siłę chce dodać charakteru
temu miastu i stworzyć jego ducha. Robi to jednak używając takich środków i
zwrotów, które można by przypisać dowolnemu miastu. Tak jak jej lista rzeczy,
za które kocha Bejrut, takie jak śmiech, miłość, rodzina czy wspomnienia
związane z przyjaciółmi. A może faktycznie taki właśnie jest Bejrut, ale
brakowało artystce środków na wyrażenie tego poprzez jedynie słowa.
Dowiedziałam się wiele. Libia nie jest typowym krajem arabskim
gdzie kobiety nie mają żadnych praw. Autorka podkreśla, że kraj ten jest jednym
z najbardziej wyzwolonych spośród innych arabskich czy muzułmańskich krajów. Pomimo
pewnych niedoskonałości ta niewielka książeczka pobudziła do myślenia i zapadła
mi w pamięć. Mimo, że Zena nie mówi wiele o swojej działalności jako artystki
skupiając się na Bejrucie to jej artystyczna dusza nadaje tej publikacji wiele
oryginalności. Z jej perspektywy miasto to nie będzie już dla mnie jedynie
stolicą jakieś arabskiego kraju gdzieś tam, daleko. Teraz Bejrut jest dla mnie
szalony, sexy, okrutny, pełen miłości, gorzko-słodki.
Pozdrawiam,
Kura Mania
Opinia bierze udział w wyzwaniu GRA W KOLORY.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!