środa, 2 lipca 2014

'Beirut: I Love You: a Memoir' Zena el Khalil







Libia. Pierwsze skojarzenie? Pustynia, muzułmanie, wojna, ucisk kobiet, bieda i brzydota. Po głębszych zastanowieniu stwierdziłam, że nie wiem skąd u mnie takie skojarzenia z Libią. Praktycznie nie wiem nic o tym kraju. Nie wiedziałam gdzie dokładnie leży, czy ma dojście do morza, jaki jest tam klimat i która religia tam dominuje.  Myślę, że powodem mojej ignorancji było stereotypowe podejście do „tych” krajów, do krajów kojarzonych z szeroko pojętą kulturą arabską. Kiedy więc zupełnie przypadkowo trafiła w moje ręce książka Zeny El Khalil o Bejrucie nastawiłam się na ciekawą podróż.

Zena El Khalil to znana artystka o ciekawym rodowodzie. Urodzona w Londynie dzieciństwo spędziła w Nigerii przeprowadzając się do Bejrutu na studia, gdzie z przerwą na czteroletni pobyt w Nowym Jorku, mieszka do dziś. W swojej książce dokonuje pewnego rodzaju rozrachunku z Bejrutem, miastem swojej dobrowolnej emigracji. 

Książka zaczyna się dosyć onirycznie i dziwnie. Pierwsze rozdziały mówią o poprzednich wcieleniach Zeny co mnie lekko zniechęciło. Czy ‘Memoir’ w tytule było jedynie zmyłką biednego czytelnika? O nie, to Zena  przewrotny sposób chce pokazać swój rodowód, z którego jest dumna. Nie chodzi tu jedynie o dosłowne drzewo genealogiczne rodziny artystki, ale również o pochodzenie siły, która napędza jej życie.
Bardzo ciekawy jest rozdział o  Nowym Jorku. O tym jak jej podejście do asymilacji z nowojorczykami się zmieniało. Początkowo chciała ona wtopić się w tło, uważała, że wszelkie kontakty z jej pobratymcami oddzielają od prawdziwego ducha miasta. Pewna znajomość pokazała jej jednak, że to dzięki odkryciu arabskiej twarzy metropolii poczuła w niej swoje miejsce. Nie na długo zresztą, bo pobyt Zeny obejmował ataki na WTC po których, jak wiemy, niechęć i wrogość do ludzi pochodzenia arabskiego bardzo się nasiliła. Ciekawa jest reakcja samej Zeny na ataki terrorystyczne - się bardziej arabska niż kiedykolwiek była. 

When the stereotype was placed on me, I decided it was time to Explorer it, In order to expose it.

Reszta książki jest poświęcona głównie życiu Zeny w Bejrucie. Jej studiom, małżeństwu, głębokiej przyjaźni z Mayą poznana na zajęciach. Wspomina ona o codziennej niepewności związanej z wojną, jej skutkami, które widzi nie tylko w architekturze miasta, ale również w umysłach ludzi go zamieszkującym.

Mam z tą książką problem. Z jednej strony jest bardzo ciekawa, pokazuje codzienne życie w mieście powojennym, które wciąż zmaga się z terroryzmem, kolejną wojną, brakiem prądu, zdziczeniem obyczajów, itp. Z drugiej strony jest to książka do bólu osobista co niestety momentami umniejsza jej wartość.  Zena pokazuje nam Bejrut jako okrutną boginię, która niejako wchodzi w umysły swoich mieszkańców. Jeśli Zena spędza dni leżąc pod kołdra i pijąc wino to nie jest jej wina tylko Bejrutu, bo taki właśnie Bejrut jest. Jeśli artystka wciąż i wciąż przeżywa wojnę w Libii, której nawet nie doświadczyła, bo w tym czasie mieszkała w Nigerii, to nie dlatego, że jest zafiksowana na jej punkcie, a dlatego, że taki jest Bejrut. Okrutny i mściwy, nie pozwalający Ci zapomnieć. Zena bardziej przejmowała się zakończoną już wojną niż ci, którzy jej doświadczyli. Jest to obsesja rzutująca na jej prywatne i zawodowe życiu. Momentami miałam ochotę potrząsnąć nią i powiedzieć „Kobito, ogarnij się, nie było tutaj Ciebie, nie doświadczyłaś tego strachu, straty i bólu”. Udziałem Zeny była jednak ponad trzydziestodniowa wojna w Bejrucie. Miałam jednak wrażenie, że nie była ona aż tak ważna dla świadomości Zeny niż ta, której nie doświadczyła. Może jest to pewien rodzaj poczucia winy takiej jak to będące udziałem dzieci osób, które przeżyły horror obozów koncentracyjnych? W każdym bądź razie, momentami książka jest bardzo irytująca. Nudziły mnie powtórzenia, oczywistości i ciągła personifikacja Bejrutu. Miałam wrażenie, że Zena na siłę chce dodać charakteru temu miastu i stworzyć jego ducha. Robi to jednak używając takich środków i zwrotów, które można by przypisać dowolnemu miastu. Tak jak jej lista rzeczy, za które kocha Bejrut, takie jak śmiech, miłość, rodzina czy wspomnienia związane z przyjaciółmi. A może faktycznie taki właśnie jest Bejrut, ale brakowało artystce środków na wyrażenie tego poprzez jedynie słowa. 

Dowiedziałam się wiele. Libia nie jest typowym krajem arabskim gdzie kobiety nie mają żadnych praw. Autorka podkreśla, że kraj ten jest jednym z najbardziej wyzwolonych spośród innych arabskich czy muzułmańskich krajów. Pomimo pewnych niedoskonałości ta niewielka książeczka pobudziła do myślenia i zapadła mi w pamięć. Mimo, że Zena nie mówi wiele o swojej działalności jako artystki skupiając się na Bejrucie to jej artystyczna dusza nadaje tej publikacji wiele oryginalności. Z jej perspektywy miasto to nie będzie już dla mnie jedynie stolicą jakieś arabskiego kraju gdzieś tam, daleko. Teraz Bejrut jest dla mnie szalony, sexy, okrutny, pełen miłości, gorzko-słodki.

Pozdrawiam,

Kura Mania 


Opinia bierze udział w wyzwaniu GRA W KOLORY.                          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!