wtorek, 18 marca 2014

"Wśród amerykańskich poetów"




W 1972 roku Ossolineum wydało niewielkich rozmiarów książeczkę zatytułowaną „Wśród amerykańskich poetów” opatrzoną wstępem Tadeusza Rybowskiego, który również wybrał i przetłumaczył wiersze do tomiku. Nigdy nie zwróciłabym na tą pozycję uwagi gdyby nie fakt, że zawierała ona dwa wiersze mojej ukochanej autorki sprzed kilku lat – Sylvii Plath. Tomik wypatrzyłam na allegro i zakupiłam za zawrotną sumę 7 zł. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że były to świetnie wydane pieniądze. 

30 autorów – 60 wierszy

Jak sam tłumacz wyjaśnia we wstępie nie jest to przekrój ówczesnej poezji amerykańskiej, a subiektywny wybór wierszy poetów wywodzących się z kręgów uniwersyteckich lub znanych  laureatów nagród literackich.

Ciężko mi pisać o poezji, ponieważ zazwyczaj jej nie czytam. Nie znam się na niej, męczy mnie i nic nie rozumiem. Mogę czytać wiersz co tydzień i za każdym razem wydaje mi się, że czytam go po raz pierwszy. Dlatego ewenementem jest, że tak lubię tą antologię. Lubię do niej wracać raz na jakiś czas, mam swoje ulubione wiersze.  

Co mi się w nich tak podoba? Przejrzystość obrazów, łatwość w identyfikowaniu się z tematem wiersza, nawet jeśli mówi o doświadczeniach, które nie były moim udziałem. Z drugiej strony często przedstawiają one codzienne czynności, jak wiersz Roberta Bly „Jazda do miasta wieczorem na pocztę” (5 linijek, a jakie piękno!) lub „Ciało” Williama Bronka o podglądaniu sąsiadów przez okno.  Jest to inteligentna proza, pełna wyrazistych emocji, a jednocześnie prosta jak rozmowa ze znajomym. Czytam i wiem o czym czytam. Nawet jeśli niektóre obrazy są jednak bardziej abstrakcyjne lub zawiłe to uczucia, które przedstawiają łatwo idzie zinterpretować. Przykładem jest „Wczoraj wieczorem” Davida Ignatova, czyli opowieść o spotkaniu z „nieżywą kobietą o zielonej twarzy”, która opowiada o swoim życiu. 

Kolejną rzeczą, która mi się podoba to obrazy przyrody. Czuć tu swobodę i przestrzeń.  Jak w wierszu „Spokój dzikich stworzeń” Wendella Bery’ego czy „Jesień w Kaliforni” Rexrotha Kennetha. Kiedy czytam „Dzień na wielkiej gałęzi” Howarda Nemerova to tak bliskie są te obrazy wypadu za miasto na kacu, aby odpocząć, aby się oczyścić, aby stać się lepszym, naturalnym choćby na te kilka godzin, a potem  wracamy do rzeczywistości.

 Klasą samą w sobie jest Charles Bukowski, którego lepiej znam z biografii niż z jego własnych utworów, ale powoli to nadrabiam. Z wierszy Bukowskiego w tym tomie najbardziej podobali mi się „Bliźniacy” o tym jak mimo wszystko jesteśmy podobni do swoich rodziców.  Zamieszczony jest też sztandarowy utwór Allen Ginsberga, czyli „Ameryka”. Uwielbiam ten wiersz, czytam go na okrągło sobie i mojemu biednemu dziecku skazanemu na to czy chce tego czy nie. Ma w sobie nostalgię, gniew, rozmach i miłość. Cudo. 

Dużo jest w tych wierszach rozczarowania, goryczy. Jak w „Ulicznej edukacji” Kennetha Patchena. To mocny, brutalny wiersz. Ma się wrażenie, że w wielu utworach autor mówi do nas: Tak, straciliśmy to życie, przegraliśmy je w karty i przepiliśmy wódką kupioną za pożyczone pieniądze, ale my chociaż w pełni uświadamiamy sobie jak żyjemy.  Nie nadajemy mu fałszywej wartości przez posiadanie dobrej pracy, porządnej rodziny i zadbanego trawnika przed domem. 

Może powinnam napisać tu o beat generation lub o wojnie w Wietnamie. O rozczarowaniu kapitalistyczna Ameryka będącym udziałem tak wielu ludzi w tamtym czasie. O wpływie zabójstwa Kennedy’ego na społeczeństwo. Ja jednak sadzę, że to co stanowi największą wartość wierszy zebranych w tej antologii jest ich uniwersalność. Ich przekaz pozostanie równie mocny jak w czasie ich powstania teraz jak i  za kolejnych 30 lub 40 lat.

Pozdrawiam,
Kura Mania

Książka przeczytana w ramach wyzwania Rok z poezją.