Minął rok i Prosiaczek znów ma urodziny. Tym razem już
trzecie, więc wypadałoby je dobrze spędzić. Prosiak wpadł na pomysł wycieczki
do ZOO w celu poznania wszystkich swoich odległych, zwierzęcych kuzynów.
Okazuje się jednak, że wizyta w ogrodzie zoologicznym nie
będzie taka zwyczajna – jubilat dostaje magiczny bilet z trzema zdrapkami.
Wystarczy zażyczyć czegoś sobie i zdrapać jedną z kropek, aby życzenie się
spełniło. O, Prosiaczek na pewno wykorzysta swoje trzy szanse!
Nowi przyjaciele, masa nowych wiadomości, wielkie
zamieszanie i niespodziewana miłość to wszystko co wydarzy się w dniu trzecich
urodzin różowego prosięcia.
„Drugie urodziny Prosiaczka” należą do naszego prywatnego,
domowego kanonu. Mimi bardzo często wraca do tej książeczki, mimo że to przecież
kartonowy sztywniak. Kolejną część dostała na swoje, a jakże, trzecie urodziny,
ale jakoś nie przypadła jej wtedy do gustu.
Niedawno dałyśmy jej drugą szansę i… niestety, nie
zaskoczyło. Prosiak jak zwykle jest pełen uroku. Historia wprowadza pewne
informacje na temat zwierząt (hipopotam w błocie na przykład) i nawiązuje do
przysłów (słoń w składzie porcelany). Co chwila coś się wydarza, akcja wartko
leci, a Prosiak wykorzystuje swoje trzy magiczne szanse nie tylko dla siebie,
ale i dla innych (walor dydaktyczny)
Niestety, fragment o tym jak to Struś chowa głowę w piasek
nie mieści się w głowie małej Mimi i drąży temat, aż matka szału dostaje.
No, ale pal to licho, przecież tak się mówi.
Jednak zakończenie sprawiło, że Mimi była zniesmaczona. Z
miną księżniczki cierpiącej na wrzody rzekła jedno słowo „disgust” i książeczkę
odłożyła (potem wracałyśmy do niej i tak, ale musiałam zmieniać finał).
Co wydarza się tam tak strasznego, że aż dziecię wymyśla
nowe zakończenie prosiaczkowej historii?
A no, różowy jubilat pod koniec pełnego wrażeń dnia widzi na
straganie z watą cukrową najpiękniejszą Świnkę na świecie. I zakochuje się w
niej z mety. I, uwaga uwaga będzie straszne, wykorzystuje ostatnią zdrapkę na
życzenie, aby Świnka też się w nim zakochała. Ta-dam!
I o to właśnie się rozchodzi, że nie wolno nikogo
przymuszać, czarami lub nie, do tego, aby się w Tobie zakochał. Czasem tak się
dzieje, a czasem nie. Trzeba się starać, próbować, ale czasem się nie udaje, bo
„takie jest życie”.
I wiecie co, spodobała mi się ta reakcja małej Mimi.
Nie jest to książka zła, wręcz przeciwnie. Jest przepięknie
zilustrowana, tak, że cieszy oko wciąż od nowa, tekst jest wpleciony w historię
przy użyciu różnych czcionek akcentując a to uczucia bohaterów, a to ich wygląd
(co jest prześwietnym zabiegiem). Sama historia też jest ciekawa.
Jednak mała Mimi ma swoje gusta, a o gustach się podobno nie
dyskutuje.
Książkę gorąco polecam, warto się z nią zapoznać, a mam
nadzieję, że będzie kolejna część, bo mimo wszystko mała Mimi przywiązała się
do tego różowego bohatera z ryjkiem.
Pozdrawiam,
Mała Mimi i kura Mania.
zgadnij co to za zwierzę? |
Książka opublikowana została przez wydawnictwo Czerwony
Konik, które bardzo lubię i sobie do ich książek wzdycham.
M.