poniedziałek, 20 października 2014

„Agatha Raisin i zakopana ogrodniczka” M.C. Beaton



Kiedy Agatha Raisin, domorosła pani detektyw i eks-rekin PR-owego biznesu, wraca z wakacji spędzonych m.in. w Nowym Jorku i na Bermudach, doznaje wstrząsu. Okazuje się, że w Carsely jest nowa mieszkanka, Mary Fortune, nie dość, że szczupła i piękna to świetnie gotuje i zna się na ogrodzie. Okazuje się, że to właśnie tą ostatnią pasję (i nie tylko ją) dzieli wraz z Jamesem Lacey, który jest sąsiadem Agathy jak i obiektem jej nieustannych westchnień. Zrozpaczona Agatha uświadamia sobie, że nigdy nie dorówna pięknej Mary w byciu perfekcyjna panią domu i atrakcyjną kobietą. Co więcej Mary nie dość, że podbiła serce Jamesa to i wydaje się, że została ulubienicą całej wioski. Postanawiając choć trochę dorównać pani Fortune Agatha zaczyna interesować się ogrodnictwem. Z zapałem sieje przeróżne rośliny i dokupuje małe sadzonki, które sadzi  w szklarni i nawet udaje się na spotkanie miejscowego towarzystwa ogrodniczego (gdzie oczywiście furorę robią wypieki Mary). Wszystko po to, żeby w dzień zwiedzania ogrodów w Carsely przepiękną roślinnością zawrócić w głowie Jamesa. Niestety, nie chcąc słuchać rady Mary co do najlepszej pory na przesadzanie sadzonek do gruntu, w wyniku  ataku mrozu traci wszystkie rośliny. W tym samym czasie nieznani sprawcy niszczą ogrody mieszkańców wioski, a nawet trują rybki jednego z jej mieszkańców. Nie to jednak sprawia, że w Agacie odżyw detektywistyczny zew. Kiedy z Jamesem udają się w odwiedziny do Mary Fortune znajdują ją w jej własnej szklarni, martwą i podwieszoną za nogi z głową w donicy. Bestialska zbrodnia zszokowała wszystkich. Agatha jednak postanawia rozwiązać zagadkę i znaleźć mordercę Mary Fortune, którą wbrew jej romansowi z Jamesem i złośliwych szpileczek, które wbijała jakby mimochodem polubiła. Amatorskie śledztwo ujawnia, że Mary nie była tak słodka i miła za jaką chciała uchodzić, jak również okazało się, że nie była ulubienicą wioski. Wystarczy powiedzieć, że pani Bloxby, pastorowa, która lubi wszystkich i we wszystkich widzi dobro, nie polubiła Mary wyczuwając w niej fałsz już od pierwszego spotkania. Agatha wspólnie  z Jamesem prowadzi śledztwo, a jego rozwiązania zaskoczy wszystkich.

Czytając trzeci tom przygód niezrównanej pani Raisin chciało mi się zakrzyknąć „O, Agatho, Agatho!” i to nie raz. Naprawdę czasem w głowie mi się nie mieści jak bardzo niedojrzałe jest zachowanie Agathy, która bądź co bądź lata swoje ma. Przykład? Proszę bardzo – kiedy mróz niszczy roślinki Agathy ta zamiast przyznać się do popełnionego błędu i nie ukrywać porażki zaczyna szukać innego wyjścia. Przystaje na propozycję dawnego współpracownika, który w zamian za zwerbowanie Agathy do londyńskiej agencji PR stawia dokoła jej ogrodu wysoki płot, a w nocy przed otwarciem ogrodów dla zwiedzających przysyła ekipę ze szkółki, która dostarcza do ogrodu już pięknie wyrośnięte, dorodne okazy. I po co to wszystko, chciałoby się zapytać? Smutne jest to dążenie Agathy za wszelką cenę do tego, aby mieszkańcy Carsely polubili ją. Nie mówiąc już o tym, że to agresywne zachowanie nie dodaje jej uroku w oczach Jamesa. A najgorsze jest to, że nie widzi sympatii, która obdarowali ją mieszkańcy wioski i tego, że naprawdę lepiej jest być szczerym w myśl starego przysłowia „kłamstwo ma krótkie nogi”. 

Zastanawia mnie też dlaczego James jest aż tak atrakcyjny dla Agathy. Ona, przebojowa i bezwzględnie bezpośrednia, i on, nudny jak flaki z olejem i sztywny. Nie ma w nim nic co by mogło minie do niego przekonać i naprawdę nie widzę co w nim żadnych szczególnych zalet. No chyba, że jego największym plusem jest to, że jest „nowy” w wiosce jak Agatha, no i jest kawalerem. No szał. 

Cóż więcej mogę napisać o Agacie? Jest to już moje kolejne spotkanie z tą dynamiczną „pięćdziesiątką”, która nie owija w bawełnę, a jej złośliwość jest wprost proporcjonalna do jej agresywnego charakteru. Traktuję ją jak starą znajoma, która wciąż i wciąż popełnia te same błędy, nad którymi pozostaje mi tylko wzdychać. 

W dalszym ciągu podoba mi się Carsley. Zawsze chciałam zamieszkać na angielskiej prowincji, ale obraz wioski przedstawiony w tej serii nie do końca mnie do tego zachęca. Carsley to zamknięta społeczność. Każdy kto nie mieszka tam od urodzenia jest „nowym”. Mimo sympatii, która mieszkańcy wioski darzą Agathę i Jamesa to już zawsze będą oni przyjezdnymi. Możemy być pewni, że każde nasze zachowanie będzie dyskutowane, a plotki szeptane po kątach, przy herbacie i ciasteczku bywają złośliwe i szkodliwe. Z drugiej jednak strony nie powinno mnie to dziwić – sama wychowałam się w „nowoczesnej” wsi, gdzie gospodarstwa  zostały zastąpione domkami jednorodzinnymi, ale zasada „każdy wie wszystko o każdym” pozostała. 

Podsumowując, w nierównej serii o Agacie Raisin ten akurat tom jest nie dość, ze bardzo dobrze napisany to realistyczny i zabawny. Oby tak dalej! Zresztą tak już „wpadłam” w książki M.C.Beaton, że chyba przestałam być obiektywna.

Polecam wszystkim fanom ogrodnictwa, sztywnych kawalerów w średnim wieku oraz tym, którzy za wszelką cenę chcą pokazać się z jak najlepszej strony.

Pozdrawiam,

Kura Mania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Skomentuj. Daj Kurze coś do roboty!